piątek, 6 marca 2015

Tragikomiksowe wyznanie Alison Bechdel

Nie posunę się chyba za daleko, pisząc, że okres dorastania to naprawdę trudny, jeśli nawet nie okrutny czas. Wtedy wszystko przeżywa się intensywnie, każda radość jest wielkim szczęściem, każde zakochanie największą miłością życia, a każdy problem, upadek potrafi boleć tygodniami, miesiącami. Tak, dorastanie to czas trudny dla każdego, a tym bardziej dla dziewczyny, która nie dość, że dorasta w domu pogrzebowym, odkrywa, że jest lesbijką, to jeszcze dowiaduje się, że jej ojciec, który niedługo zginie w nie do końca oczywisty sposób, gustował w młodych mężczyznach. Nieźle, prawda? Z tym i jeszcze kilkoma innymi problemami musiała sobie poradzić autorka i bohaterka Fun Home. Tragikomiksu rodzinnego (Warszawa: Timof i cisi wspólnicy, 2010) Alison Bechdel. I od razu przyznam, że rozliczenia z tym okresem swojego życia dokonała w sposób fantastyczny. 


Dom lat dziecięcych i młodości Alison był swego rodzaju kreacją. Dorastała w nim w towarzystwie dwóch braci, matki – aktorki teatralnej i ojca – nauczyciela angielskiego, miłośnika literatury i piękna. To właśnie ojciec był kreatorem tegoż domu. I to w sposób dosłowny – nieustannie zajmował się jego upiększaniem i poprawianiem, wykonywał wszelkie remonty, dbał o ogród. Do pomocy wykorzystywał (to ważne słowo, gdyż o nią nie prosił, ale jej żądał, wymagał) swoje dzieci, które traktował jak maszyny. Obok tego zmagająca się ze stanami depresyjnymi matka, bardzo bliski kontakt ze śmiercią (ale nie wolno było bawić się trumnami), brak czułości i ciepła – rodzinka idealna. Ale w dedykacji dla matki i braci autorka napisała, że mimo wszystko dobrze się bawili. I choć może to się wydać co najmniej dziwne, biorąc pod uwagę otoczenie i ogólny stan panujący w rodzinie, to tę zabawę w komiksie widać. Na pewno nie można mówić o potoku łez i rzeki żalu wylewającej się z każdej strony. Oczywiście Bechdel konfrontuje się ze swoim rodzinnym domem, ujawnia bardzo osobiste rzeczy, które dotyczą nie tylko niej, a to zapewne nie było łatwe, ale nie jest to krzyk zniszczonego życiem histeryka, a raczej słodko-gorzkie (no bardziej chyba gorzkie, przynajmniej do czasu) wyznanie.


Najważniejszą postacią Fun Home jest oczywiście ojciec. Alison, przywołując jego postać, wracając do dzieciństwa, młodości, korzysta już jednak z własnych doświadczeń dorosłej kobiety. Porównuje jego życie i wybory ze swoimi, bo nie jedno ich dzieli, ale też nie tak mało jak mogłoby się wydawać ich łączy. Bruce Bechdel, mimo swojego homoseksualizmu, wybrał życie w ukryciu. Ożenił się, spłodził trójkę dzieci, tworzył pozory normalności. Alison zaś, odkrywszy swoją orientację, dość szybko zdecydowała się na jej ujawnienie. W zasadzie jej wyznanie przyczyniło się do tego, że poznała prawdę o ojcu. Co prawda wcześniej pojawiały się znaki, jego dziwne zachowanie, tajemnicze oskarżenie grożące więzieniem…, terapia. Ale będąc dzieckiem, nie mogła przecież wiedzieć. W zasadzie dopiero po latach, wyciągając z pamięci pewne wydarzenia, rozmowy, odnajdując ukryte zdjęcia i zestawiając je z własnym życiem, mogła chociaż spróbować zrozumieć ojca, jego decyzje dotyczące życia i śmierci. 


Alison z ojcem łączy nie tylko homoseksualizm, ale przede wszystkim miłość do literatury. Trzeba bowiem wiedzieć, że książki, literatura w ogóle są niezwykle istotnym elementem tej opowieści. Do swojej domowej biblioteki nauczyciel angielskiego sprowadzał ładnych młodych uczniów. Książki, cytaty stanowiły w rodzinie Bechdelów swojego rodzaju kod językowy. To poprzez nie, poprzez liczne odwołania się w niej porozumiewano. Alison trafiła na zajęcia z literatury prowadzone przez jej ojca i to one stanowiły dla obojga moment zbliżenia, pewnego porozumienia. Esej Camusa o samobójstwie i biografia Scotta Fitzgeralda to elementy, które potęgowały w autorce przekonanie, że śmierć ojca nie była wypadkiem. Literatura w tym komiksie jest wszędzie. Tytuły poszczególnych rozdziałów stanowią cytaty z wielkich dzieł literackich. Lista spisywanych przeze mnie w trakcie czytania tytułów naprawdę osiągnęła pokaźną liczbę, zanim zorientowałam się (o zdolności), że do komiksu dołączona jest bibliografia polskich wydań przywoływanych utworów (a nie mało jest też tych nieprzetłumaczonych). Marcel Proust, Henry James, Oscar Wilde, William Faulkner, Colette, wspomniani już Camus i Fitzgerald i oczywiście James Joyce to tylko część pisarzy, do których Bechdel nawiązywała i przez pryzmat których utworów pokazywała różne oblicza swojej rodziny. I to nie tylko słowem, ale także kreską. Szczególnie istotny tu jest Joyce i jego Ulisses. Rozmowa Stephena Dedalusa i Leopolda Blooma to rozmowa Alison i jej ojciec – to porównanie jest genialnie. Wreszcie to poprzez książki Bechdel odkryła swoją prawdziwą tożsamość i orientację seksualną.

Alison Bechdel
Oczywiście kwestie homoseksualizmu są tu, muszą być niezwykle istotne. Szczególnie interesująco prezentuje się rozwój świadomości homoseksualnej Alison, właśnie poprzez wspomniane książki. To dzięki nim upewniła się, że jest lesbijką. Jeszcze za nim wylądowała w łóżku swojej pierwszej kochanki, na którym zresztą piętrzyły się tomy. I tu znowu odwołanie literackie! Swoją pierwszą wyprawę do kobiecego ciała Bechdel porównała od podróży Odyseusza, a jej dziewczyna była dosłownie cyklopem, z którego jaskini nie chciała uciekać. 


W tym miejscu muszę złożyć wyrazy uznania tłumaczom Fun Home: Wojciechowi Szotowi i Sebastianowi Bule. Język polski, choć bogaty, to jednak w sferze seksualności, a homoseksualności tym bardziej, bardzo ubogi. Brakuje nam słów, które nie są jednoznacznie wulgarne, obraźliwe lub techniczne. Panowie musieli zmierzyć się z nie lada zadaniem (piszą o tym zresztą we wstępie), mając do dyspozycji tak mało odpowiedników anglojęzycznych słów określających lesbijki, lesby i formy kobiecej masturbacji.

Niejako uzupełnienie komiksu stanowi esej Izabeli Filipiak.


Mając taki bagaż doświadczeń, jak Bechdel, spokojnie można by napisać opasłą sagę rodzinną, wstrząsającą autobiografię, wielką powieść. I choć autorka posłużyła się komiksem, powieścią graficzną, to w zasadzie ma ona charakter powyższych, a jednocześnie ma w sobie pewną lekkość i dowcip związane z rysunkiem, kreską. Treść i obraz wspaniale się uzupełniają, zależą od siebie, tworzą całość. Myślę, że ta forma jest świetnym wyborem do podejmowania niełatwych tematów, nie przytłacza bowiem swą ciężkością, ale też nie umniejsza poruszanych problemów. Ja w każdym razie coraz bardziej przekonuję się, że powieści graficzne są zdecydowania dla mnie i na pewno sięgnę po kolejne dzieło Bechdel – Jesteś moją matką?.

Źródło fotografii autorki: http://www.theguardian.com/books/2008/dec/01/alison-bechdel-fun-home


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz