piątek, 29 września 2017

O ojcu - Raimond Gaita, "Mój ojciec Romulus"

„Amerykańska”, „Reportaż”, „Biografie” czy „Sulina” to świetne, znane większości czytelników serie Wydawnictwa Czarnego. Zresztą jedne z wielu, bo w każdej swojej serii wydawnictwo publikuje dobre i bardzo dobre tytułu. Jednak w tych najpopularniejszych nikną gdzieś serie mniej znane i promowane, a wielka szkoda, bo można w nich znaleźć prawdziwe perełki. Jedną z takich serii jest seria „Z domem”, z której książki powoli zaczynam czytać ciemno. Zaczęło się od fenomenalnej Alexandry Fuller, a całkiem niedawno miałam wielką przyjemność przeczytać opowieść Raimonda Gaity Mój ojciec Romulus (2013) i sama się sobie dziwię, że właściwie do czasu, gdy znalazłam ją na półce bibliotecznej, nic o tej książce nie słyszałam. A powinnam, bo jest to historia co najmniej wyśmienita.



To pozornie opowieść jakich wiele. Młody Rumun Romulus Gaita wraz z niemiecką żoną Christine i kilkuletnim synem Raimondem w poszukiwaniu szczęścia i normalności przenosi się po wojnie do Australii. Tam próbuje stworzyć swojej rodzinie dom i odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Czyli kolejna książka o szukaniu swojego miejsca w świecie, pokonywaniu przeciwności losu i odnalezieniu szczęścia? Co to, to nie. Co prawda wszystkie te elementy się tu pojawiają (choć z tym szczęściem to wcale nie łatwo, kolorowo i na zawsze – czyli jak w życiu, i dobrze), ale tej opowieści daleko od nierzadko towarzyszącemu takim historiom banału i oczywistości. Tym bardziej że w rodzinie Gaitów mało jest oczywistości i normalności, a mnóstwo szaleństwa, z którym trzeba żyć i sobie radzić. Do tego miłość, nienawiść, zdrada, wielka przyjaźń, tragizm, komizm – całe spektrum uczuć i emocji, które napędzają życie.

Narratorem opowieści jest Raimond Gaita, syn, który swoją książką składa ojcu jeden z najpiękniejszych hołdów, z jakimi miałam do czynienia. Ponieważ życie ich rodziny tak się poukładało, a raczej porozpadało, że wychowaniem chłopca zajmował się głównie Romulus i jego przyjaciel, nie może dziwić fakt, że to właśnie ojciec stał się trzonem domu Gaitów. Człowiek niespotykanej dobroci, uczciwości i mądrości, człowiek wielkiego charakteru i niezłomności zasad. Brzmi jak ideał? Cóż, Romulus Gaita z pewnością ideałem nie był, takich nie ma, ale swoją postawą, podejściem do drugiego człowieka, wielką w niego wiarą zasłużył sobie na te, często rzucane zbyt łatwo i przez to tracące na sile, określenia. Musiał znaleźć sobie miejsce w nowym świecie, do którego wcale nie chciał trafić, tworzyć rodzinę z osobą, która tworzyć rodziny nie potrafiła i szybko z niej zrezygnowała. Gdy nawiązywał przyjaźnie, były to przyjaźnie na zawsze, nawet w najtragiczniejszych sytuacjach. Wierzył w ludzi i ludziom, pomagał im, jak mógł, przez co często padał ofiarą oszustwa, był wykorzystywany i choć do końca nie mógł pojąć, dlaczego ludzie nie zachowują się przyzwoicie, nie zmienił swoich zasad. Zapłacił za to wysoką cenę, musiał zmierzyć się z szaleństwem, ale większość powinna przyjrzeć się życiu, jakie wiódł, i ze wstydem spojrzeć na swoje. Mnie zawstydzał wielokrotnie. Niczym nie brzydził się tak bardzo, jak kłamstwem.

Interesujące jest również spojrzenie samego Raimonda na dorastanie w tej niezwykłej, obarczonej ciężkim brzemieniem rodzinie. Jako dziecko i nastolatek  nie zawsze rozumiał ojca, momentami się go bał, musiał odnaleźć swoje miejsce między mieszkaniem z ojcem a pobytami u matki i jej partnera, zmierzyć się ze śmiercią, cierpieniem i szaleństwem. Ale jego młodzieńcze życie nie pozbawione było zabawy i przygody. Nie brakowało mu tego, co dla nas jest tak naturalne, że tego nie doceniamy, a wtedy było czymś trudno dostępnym, czyli choćby możliwości zajadania się owocami, dowożonymi przez ojca przez wiele mil. Poznał też czym jest wielka przyjaźń, ale też czym jest strach i jak sobie z nim radzić. Czyli w „nie do końca” normalnych warunkach” doświadczał normalnego dzieciństwa. 

Bohaterem książki jest wreszcie Australia lat pięćdziesiątych i kolejnych XX wieku i jej społeczeństwo. Jak można się spodziewać, nie jest to kolorowy obrazek, nie brak tu uprzedzeń, nietolerancji, wykorzystywania obcego. Ale nie brak również uporu i woli do przetrwania.

Mój ojciec Romulus jest książką piękną (nie boję się tego słowa), bo odwołuje się do najsilniejszych ludzkich emocji, nie banalizując ich. Gaita, ukazując postać swojego ojca, a postaci tej w żaden sposób nie wybiela, przypomina, czym jest życie według zasad, godność i człowieczeństwo. To lekcja życia bez odstraszającego moralizowania i pouczania. Życie Romulusa Gaity nie było łatwe, lekkie i przyjemne, ale było mądre i uczciwe. Dlatego ta książka jest tak ważna i dlatego należy po nią sięgać. I życzyć sobie jak najwięcej takich książek. 

A przed chwilą znalazłam też informację, że na podstawie książki powstał film Mój ojciec i ja (Romulus, my father), 2007, i jeśli choć trochę, oddaje wartość i siłę opowieści, to koniecznie muszę go zobaczyć.