niedziela, 17 czerwca 2012

Lekka książka o ważnej sprawie - "Służące" Kathryn Stockett

Problem segregacji rasowej w Stanach Zjednoczonych niejednokrotnie poruszany był w literaturze. Ciężko nie wspomnieć o Zabić drozda Harper Lee, Chacie wuja Toma Harriet Beecher Stowe czy Sekretnym życiu pszczół Sue Monk Kidd. Do tej tematyki sięgnęła również całkiem niedawno urodzona w Jackson w stanie Missisipi Kathryn Stockett w cieszącej się popularnością (także za sprawą filmu) książce Służące (Media Rodzina, Poznań 2010). 

Młoda (choć zdaniem jej matki już niemal stara panna!) Skeeter, która po skończeniu studiów wróciła do rodzinnego domu w Jackson, postanowiła  spełnić swoje marzenia i zostać pisarką. Dzięki inspiracji i pomocy żydowskiej redaktorki, która dała jej nadzieję na wydanie książki, postanowiła napisać opowieść o życiu czarnoskórych służących pod dachem ich białych pań. W przedsięwzięciu pomaga jej Aibileen - służąca, która mądrością, inteligencją i dobrocią serca bije na głowę niejedną gospodynię, oraz pyskata, bezczelna i uparta Minny, która choć nie umie trzymać języka za zębami, to za to gotuje wyśmienicie. Mogłoby się wydawać, że napisanie książki nie stanowi problemu, ale trzeba pamiętać, że w latach sześćdziesiątych XX wieku w Jackson obowiązywała ścisła segregacja rasowa - czarni nie mogli korzystać z miejsc przeznaczonych dla białych i odwrotnie, a każdy biały nawiązujący bliższe stosunki z czarnoskórymi od razu był na świeczniku i traktowany był jako niebezpieczny wywrotowiec. Dlatego inicjatywa Skeeter, Aibileen i Minny była niezmiernie ryzykowna. Wszystkie trzy oraz inne służące biorące udział w przedsięwzięciu ryzykowały nie tylko zdrowiem, ale nawet i życiem. Skeeter narażała się, przyjeżdżając ukradkiem do dzielnicy czarnych, gdzie nie mogła być bezpieczna, lecz także ryzykowała, gdyż jej przyjaciółka była jedną z najaktywniejszych działaczek propagujących segregację i głosząca absurdalne hasła na temat czarnych. Z kolei służące ryzykowały utratę pracy, wolności, bezpieczeństwa. Ale chęć powiedzenia prawdy i pragnienie zmiany było silniejsze. Dlatego podjęły się tej nie do końca pewnej sprawy. 

Ale Służące to także opowieść po prostu o życiu na amerykańskim południu w latach podboju kosmosu, działań na rzecz równouprawnienia, wynalezienia pigułki antykoncepcyjnej i valium. Umożliwia to zmieniająca się narracja, przedstawiana z perspektywy Aibileen, Molly i Skeeter (tylko w jednym rozdziale występuje narracja w trzeciej osobie, co ma oczywiście swoje fabularne uzasadnienie). Dzięki temu możemy poznać, codzienne życie każdej z nich, ich przemyślenia, marzenia i wątpliwości. Aibileen zmaga się z utratą syna, a także ze świadomością, że z  kolejnym  piastowanym  przez nią białym dzieckiem, które kocha mocniej niż rodzona matka, będzie musiała się rozstać. Przechodzi także wewnętrzną walkę i przemianę.
Molly, w wyniku sprytu przyjaciółki, po trudach związanych z niesłusznym oskarżeniem jej o kradzież i straszną sprawą z ciastem, dostaje pracę u tajemniczej kobiety, mieszkającej poza miastem. I choć wiele w życiu już przeszła i pracowała u różnych pań, to w tym domu ma do rozwikłania największą tajemnicę.
Z kolei Skeeter, nie dość, że musi się zmagać z matką, która cały czas ubolewa nad samotnością córki oraz jej wysokim wzrostem, to jeszcze ma na głowie Ligę Kobiet, przyjaciółki, od których coraz bardziej się oddala. A i pojawia się także pewien mężczyzna. Jakże by inaczej... Ale na szczęście dla czytelnika nic nie jest tak proste, jak się może wydawać.

Służące czyta się z wielką przyjemnością, ale też bez wielkich namiętności. Jasne, podjęta przez autorkę tematyka jest trudna, a i historie bohaterek nie są lekkie, jednak sposób, w jaki książka została napisana, nie pozwala na głębszą analizę. I nawet nie wiem, czy powieść miała być wielkim, ambitnym dziełem. Chyba raczej nie. I dobrze. Bo fakt, że Służące, to bardzo dobre, lecz ciągle czytadło, daje dużo przyjemności z samego aktu czytania. Zmienna perspektywa, tajemnice, niepewności oraz intrygujące postaci to zdecydowane zalety powieści. I dobrze też, że autorka zrezygnowała  z moralizowania i całkowicie oddała głos bohaterkom. Polecam, szczególnie w upalne, duszne dni, co choć troszkę pozwoli przybliżyć sobie panującą w książce atmosferę.