sobota, 28 września 2019

Opowiadać do upadłego - Édouard Louis, "Historia przemocy"


Tak więc kilka godzin po zdarzeniu, które w kopii doniesienia o popełnieniu przestępstwa – złożonego wpół i trzymanego przeze mnie w szufladzie – nazywa się usiłowaniem zabójstwa, opuściłem mieszkanie i zszedłem na dół. 


Historia przemocy Édouarda Louisa (Warszawa: Wydawnictwo Pauza, 2018, tłum. Joanna Polachowska) kupiła mnie już tym pierwszym zdaniem, którego moc tkwi w braku emocjonalnego podejścia, w zdystansowaniu się od tragicznego wydarzenia. Wydarzenia, które zaczęło się w wigilijną noc i którego konsekwencje ciągną się długo po niej. Podczas powrotu ze spotkania z przyjaciółmi Édouard został zaczepiony przez nieznajomego i zdecydował się na zaproszenie Redy do siebie. Jednak w pewnym momencie sytuacja wymknęła się spod kontroli i noc pełna namiętności zmieniła się w doświadczenie przemocy, którego ofiarą stał się nie tylko Édouard, lecz także jego kochanek – oprawca. Nie wydaje się bowiem, żeby Reda wszedł do mieszkania Édouarda z zamiarem uczynienia mu zła. Pod wpływem drobnych wydarzeń, słów zrodziła się w nim potrzeba, przymus? działania, które przybrało formę gwałtu. Już to jest niezwykle interesujące i porażające – co powoduje, że osoba, która parę chwil wcześniej obdarzała czułymi gestami, nagle zadaje ból, próbuje odebrać życie? Co czuje w takiej chwili krzywdzony, a co krzywdzący? 

Jednak samo drastyczne doświadczenie stało się dla Édouarda jedynie początkiem obcowania z przemocą. Przemoc nie zakończyła się z chwilą opuszczenia przez Redę mieszkania chłopaka. Nie zakończyła jej też rozmowa z przyjaciółmi, wizyta w szpitalu, składanie zeznań o przestępstwie ani też wyjazd bohatera do siostry. Życie Édouarda zostało nierozerwalnie z przemocą złączone, od niej zależne, ale też ośmielę się stwierdzić, że w jej wyniku „zyskało” nowy wymiar. Swego rodzaju sensem stała się potrzeba opowiadania historii wigilijnej nocy wciąż i wciąż, na własnych warunkach. Bohater-narrator, jedyny właściciel historii przemocy, którego głos możemy usłyszeć (perspektywy Redy nie poznamy, mimo faktu, że to on jest oprawcą, jest aktywny tylko w tej konkretnej chwili, przez co paradoksalnie nie jest twórcą samej historii, jej kreatorem jest  Édouard), chciał opowiedzieć o tym doświadczeniu każdemu, podzielić się nim, zostać wysłuchanym. Pod warunkiem, że to on decyduje, o tym, kiedy i o czym mówi. Wszelkie nagabywania, prośby, pytania innych osób rodziły w nim pragnienie milczenia. Historia przemocy miała być jego i tylko jego, odczuwał wobec niej przywiązanie, bał się, że ktoś mu ją odbierze. Chciał decydować o jej kształcie, buntował się przeciwko przeinaczeniom, błędnym jego zdaniem domysłom i podejrzeniom. Widać to szczególnie, gdy mówił o Redzie. Tak, bał się go, bał się śmierci, ale w jego historii nie wybrzmiewa nienawiść, potępienie. Wręcz przeciwnie, Édouard próbował, zrozumieć postępowanie kochanka. Odrzucał podejrzenia i uprzedzenia policji wiążące się w etnicznym pochodzeniem Redy, wręcz go bronił, tłumaczył. 

            Choć to Édouard jest jedynym głośnym właścicielem historii przemocy, to w powieści pojawia się jeszcze inny opowiadacz – siostra bohatera, która wydarzenia tragicznej nocy relacjonowała swojemu mężowi. Dzięki temu zabiegowi widzimy wszystko z nieco innej perspektywy, historia opowiadana jest przez Clarę przez pryzmat jej doświadczeń, analiz i wspomnień. Niemniej jednak również i ona nie tworzy historii, jest jedynie jej odtwórczynią. Édouard nie pozostał niemym świadkiem. Słuchając z dystansu opowieści o własnym doświadczeniu przemocy, bohater-narrator patrzył na nie z boku, prostował nieścisłości w monologu siostry, poprawiał ją, zaprzeczał, przyznawał rację, gdy zaszła taka potrzeba. To bardzo ciekawy zabieg narracyjny, który pozwolił bohaterowi tworzyć historię nawet wówczas, gdy była już zadziana. Ale fakt, że ktoś inny opowiadał jego historię, sprawił, że w jakiś sposób była mu ona odbierana, przestawała być tylko jego własnością.

Mimo silnego przywiązania do swojej historii przemocy głosy z zewnątrz odnośnie do prawa Édouarda do tego doświadczenia powodowały, że chciał się go pozbyć, odrzucić. Targały nim silne, sprzeczne emocje – pragnienie opowiadania i jednoczesne niebycie świadkiem przemocy:


Dlaczego ofiary Historii zmusza się, żeby zostały jej świadkami – jakby samo bycie pokonanym nie wystarczyło – dlaczego pokonani muszą jeszcze opowiadać o niej do upadłego, do całkowitego wyczerpania, to niesprawiedliwe, nie jestem niczyim aniołem stróżem (s. 155).


Nie jest aniołem stróżem, nie jest też ofiarą tragedii ostatecznej, przemoc u Louisa nie jest niczym wyjątkowym. Jest od zawsze wpisana w dzieje ludzkości, towarzyszy człowiekowi od zarania, nie jest koniecznością, ale możliwością, którą trzeba zaakceptować, by nauczyć się żyć po jej doświadczeniu. Gdyż jak widać w Historii przemocy nie samo doświadczenie zła (choć przerażające) jest w nim najgorsze, najgorsze jest to, co zostaje – strach, naznaczenie, próba odnalezienia się w życiu po akcie. Gdy ustają ataki oprawcy, trzeba zmierzyć się z nowym wrogiem.

Książka Édouarda Louisa to mocna, niesamowita, porażająca rzecz. Czytałam ją już jakiś czas temu i wraca do mnie wciąż i wciąż. Nie wiem, czy pisanie o niej ma jakiś większy sens, bo to książka, o której długo nie wiedziałam, co i jak napisać, i oczywiste jest, że żeby doświadczyć jej siły, trzeba ją po prostu przeczytać, ale też bez tego nie mogłabym się od niej uwolnić. 

Cieszę się niezmiernie, że już niedługo (7 października) w Wydawnictwie Pauza ukaże się debiut pisarza: Koniec z Eddym, bo Loius to niewątpliwie bardzo ważna postać współczesnej literatury. Tak pisać o przemocy, to wielka sztuka.