Do zapoznania się z twórczością Katherine Mansfield zachęciła mnie wpisem na blogu Naia. Zaczęłam od niesamowitego Dziennika ("Czytelnik", Warszawa 1963) pisarki, który urzekł mnie prostotą i w moim odczuciu szczerością, które nadały całości świeżości i prawdziwych emocji. I mimo tego że nie jest to łatwa lektura, gdyż w większości tyczy się problemów zdrowotnych pisarki i niemożności pisania, to jednak tchnie jakąś niezwykłą radością, wynikającą, tak sądzę, właśnie z autentyczności przeżyć (której nie ujmują mi nawet informacje, że Mansfield przeredagowywała swoje niektóre wpisy). Ponieważ jednak nie czuję się na tyle pewnie by pisać o Dzienniku, przejdę do kolejnej książki pisarki - tomiku Jej pierwszy bal ("Książka i Wiedza", Warszawa 1980).
Od razu przyznam się, że jakoś podświadomie (byś może spowodowała to uśmiechnięta piękna buzia na okładce) spodziewałam się opowiadań pełnych radości, szczęścia i beztroski. Już po pierwszym z nich (Państwo Gołębiowie) zrozumiałam, że czeka mnie coś zupełnie innego. Przede wszystkim dominującym uczuciem w opowiadaniach jest niepewność. Niemal każdy z bohaterów czegoś się lęka, czeka na coś jak na wyrok - Reggie z pierwszego opowiadania oświadczający się ukochanej, William powracający na sobotę i niedzielę do domu pełnego nowych przyjaciół żony (Małżeństwo a la mode), oczekujący na żonę Hammond (Obcy) czy też Leila z tytułowego opowiadania, która pierwszy raz ma wziąć udział w prawdziwych balu, a piękna bohaterka Podlotka wręcz mówi o tym, jak bardzo lubi czekać. Może to wynikać z pomieszania lęku przed przyszłością z nadzieją. To uczucie ekscytacji, gdy bardzo się na coś oczekuje, a jednocześnie odczuwa się strach przed rozczarowaniem. To dlatego bohaterowie opowiadań są głównie młodymi ludźmi - starzy w większości są już przygotowani na to, że nie należy pokładać wielkiej nadziei w przyszłości.
Nie mogę jednak stwierdzić, że każdego z bohaterów opowiadań czeka gorzkie rozczarowanie. Bohaterkę Lekcji śpiewu (jedno z lepszych opowiadań w tomie), przez większość czasu miotaną przez rozpacz wynikającą z porzucenia, spotka radosna wiadomość, Leila też, mimo rozterek wywołanych przez starego partnera tanecznego, poczuje się prawdziwe szczęśliwa, a Reggie dostanie swoją szansę.
Co jeszcze łączy bohaterów wykreowanych przez Mansfield, to fakt, że bywają szalenie irytujący. Miałam wielką ochotę trzepną przez łeb napuszoną i kapryśną bohaterkę Podlotka, Izabellę, żonę Williama z Małżeństwa a la mode, która świadoma, że jej rodzina może się rozpaść, nie mogła podjąć decyzji, ulegając wpływom modnych, ale głupiutkich znajomych, a także nadskakującego i zaborczego Hammonda z Obcego. Fakt, że byli tak irytujący świadczy na korzyść pisarki, gdyż te cechy czynią je prawdziwie ludzkimi, może szkoda, że w tak negatywny sposób.
Katherine Mansfield w kilku opowiadaniach pokazała jak dobrą była obserwatorką i jak zna się na ludziach i ich psychice. Z równie dobrych skutkiem podglądała otaczającą ją rzeczywistość. Szczególnie w Pannie Brill widać jej zamiłowanie do szczegółów, dokładne opisy, dostrzeganie rzeczy, które większości ludzi wydają się błahe i nic nieznaczące. Co jeszcze ważne, to język Mansfield - prosty, lekki, bez zbędnych ozdobników i eksperymentów, w sam raz by oddać sedno tego, o czym pisze, a jednocześnie kunsztowny i przemyślany.
Ta słabo znana u nas pisarka zasługuje na to, by o niej pisać, a przede wszystkim by ją czytać.