niedziela, 17 kwietnia 2011

Książka o książkach i ich fanatykach

Na Dom z papieru Carlosa Marii Domingueza natknęłam się przypadkiem w bibliotece kilka dni temu. Zerknęłam na czwartą stronę okładki, przeczytałam opis i odłożyłam na półkę. Zniechęciły mnie pytania w stylu: czy książki mogą zmienić ludzkie życie? Tak, uważam je za dość banalne i mało odkrywcze. Niejedna osoba się nad tym zastanawiała, niejeden autor spłodził tekst na ten temat, niejedna dyskusja się już toczyła. Nie przekonywały mnie także wycinki z recenzji zachwalające książkę, zresztą  żaden wydawca nie dałby negatywnych opinii o książce, którą chce sprzedać. Nie znalazłam jednak na półkach zbyt wielu pozycji, które aktualnie chciałabym przeczytać,  więc postanowiłam, że zaryzykuję, tym bardziej, że to raczej krótka broszurka, nowelka niż powieść. 

Czy zmieniłam o niej opinię po przeczytaniu? Cóż, nadal jest to historia, która skupia się nad wpływem książek na ludzkie życie. A ten wpływ, w wydaniu Domingueza, jest dość mroczny. Blumę Lennon doprowadził do śmierci, gdyż czytając świeżo zakupiony egzemplarz poezji Emily Dickinson wpadła pod samochód (uważajcie, gdzie czytacie!), Carlosa Brauera, przelotnego kochanka Blumy i zapalonego bibliofila - do szaleństwa. Jeśli chodzi o fabułę to jest bardzo prosta. Po tragicznym wypadku Blumy, jej kolega z Uniwersytetu Cambridge, a także kochanek (Bluma wiodła dość rozwiązłe życie erotyczne, a liczyłam, że w tej krótkiej książeczce nie pojawią się takie wątki; niestety seks musi być wszędzie jak widać, nawet tam, gdzie jest zupełnie nie potrzebny) przypadkowo przechwytuje zaadresowaną do kobiety paczkę z ubrudzonym cementem egzemplarzem książki Conrada. Oczywiście, bo bez tego nie byłoby całej historii, tajemnicza przesyłka zaintrygowała go do tego stopnia, że postanowił odnaleźć nadawcę. Tak się złożyło, że akurat miał wakacje, udał się więc z Europy do Ameryki Południowej, by tam poznać losy zniszczonej książki i Brauera.

Czytanie Domu z powieści dla samej historii tajemniczej przesyłki daje przyjemność raczej średnią. Ale ta historia, jakżeby inaczej, stanowi tylko bazę  (w moim odczuciu) dla bezkarnego pisania o książkach i ich wielbicielach. Jednym z nich jest Agustin Delgado, który jest przykładem pedantycznego bibliofila. Jego biblioteka zajmuje całe piętro i nie ma do niej bezpośredniego przejścia z części mieszkalnej budynku, żeby "nie zatruwać książek życiem domowym" (C. M. Dominguez, Dom z papieru, Świat Książki, Warszawa 2005, s.42). Półki w biblioteczce wykonane ze specjalnego drewna, odpornego na robactwo, oszklone, żeby na "skromnym zbiorze" - około 18 000   książek -  nie osadzał się kurz. Delgado poświęcał na czytanie kilka godzin dziennie, inne obowiązki nie pozwalały mu na więcej (sama bym tyle chciała!), nie znosił pisania na marginesach, które uznawał za bazgroły - notatki czynił na karteczkach, które po skończonej lekturze wyrzucał.
Jego przeciwieństwem był wspomniany już Brauer. W jego domu książki walały się wszędzie - na podłogach, na łóżku, w stosach przy ścianach, nawet w łazience (Brauer zrezygnował z gorących kąpieli, żeby para nie niszczyła papieru). Książki układał według wymyślonego przez niego systemu, który stanowił odejście od tematycznego. Co więcej, obok siebie nie mogły stać publikacje skłóconych ze sobą autorów. W przeciwieństwie do Delgado, Brauer namiętnie pisał po książkach, marginesy zapisywał notatkami, podkreślał fragmenty. Nie mogę się powstrzymać przed zacytowaniem uzasadnienia tego haniebnego dla wielu czytelników czynu:

Ja się pieprzę z każdą książką, a jeżeli nie zostawiam na niej śladu, to znaczy, że nie mam orgazmu (ibidem, s. 50; a jak u was z orgazmami;>?).
Carlos Brauer miał w zwyczaju dostosowywać atmosferę panującą w domu do aktualnie czytanej książki. Tak więc XIX-wiecznych autorów czytał przy świetle świec, umieszczonych w srebrnym kandelabrze. Do tego odpowiednio dobrana muzyka, wino, dużo wina i w ten sposób doszło do tragicznego w skutkach wypadku, który pogłębił tylko szaleńczą namiętność mężczyzny do książek. Jeśli wcześniej nie był to obłęd to utrata kartoteki, która umożliwiała korzystanie z jego sytemu, na pewno doprowadziła go do całkowitego szaleństwa i w konsekwencji do dalszych zaskakujących wydarzeń.

Dom z papieru to książka dla kochających książki, bo jak kogoś nudzą rozmowy o domowych biblioteczkach, sposobach przechowywania książek, warunkach idealnego czytania to sama intryga nie będzie wystarczająca by cieszyć się z tej lektury. Dla reszty będzie to prawdziwa przyjemność. Ale też ostrzeżenie przed fanatyzmem i uzależnieniem, gdyż, co zawsze powtarzałam, nie ma dobrego uzależnienia, nawet to od książek do niczego dobrego nie prowadzi.