Fèlix Chacaltana jest
pomocnikiem prokuratora w miasteczku Ayacucho. Fajtłapowaty, w pracy całkowicie
podporządkowuje się regulaminom i prawu.
Nie pozwala sobie na osobiste sądy, nie wyraża osobistych opinii na temat
prowadzonych śledztw, ba, nawet nie dopuszcza myśli o tym, że poza regulaminem
i sztywnymi wytycznymi może kierować się własnymi przeczuciami, intuicją i
mniej urzędowo spoglądać na popełnianie przestępstwa. Jest fanatykiem idealnie
spisywanych raportów, a gdy nie może wydać jednoznacznej opinii, wysyła kolejne
pisma do przełożonych. Dlatego, gdy podczas hucznych obchodów Wielkiego
Tygodnia, kiedy miasteczko przepełnione jest wiernymi i turystami, dochodzi do
straszliwej zbrodni, pierwsze co robi Chacaltana, to naiwne szukanie pomocy u
stojących wyżej. I tu, niestety dla niego, spotyka się z niezrozumieniem, próbą
zatuszowania sprawy i przyjęciem błahego wyjaśnienia, które ma zamknąć dochodzenie.
Gdyby poddał się mało subtelnym sugestiom zaprzestania śledztwa, byłoby lepiej
dla niego. Jednak jego nawyki i wierność regulaminowi nie pozwala mu na to.
Dochodzi do kolejnych brutalnych zbrodni, a on musi je rozwiązać. Tak, brzmi to
jak początek powieści kryminalnej, a jednak Czerwony
Kwiecień Santiago Roncagliolo (Znak, 2008), to zdecydowanie coś więcej niż
zwykła intryga detektywistyczna.
W powieści Roncagliolo
brutalne mordy, mające znamiona zbrodni rytualnych, stają się pretekstem do
ukazania peruwiańskiej rzeczywistości, w której świeże są jeszcze rany zadane
przez terrorystów Świetlistego Szlaku. Ludzie nie zdążyli zapomnieć
przerażających zabójstw, zapach trupów niemal cały czas unosi się w powietrzu,
a strach przed powrotem przeszłości paraliżuje i nie pozwala krytycznie
przyjrzeć się władzy. A władza na sumieniu ma nie jedno. Dlatego Chacaltana początkowo
nie może liczyć na pomoc. Wtyka nos w nie swoje sprawy, próbuje wygrzebać
skrywanie tajemnice, a to nie podoba się wielu osobom. Zwłaszcza w obliczy
zbliżających się wyborów i trwających obchodów Wielkiego Tygodnia. W końcu
jednak wojsko włącza się w dochodzenie, przed pomocnikiem prokuratora otwierają
się drzwi mogące pomóc w rozwiązaniu zbrodni, a także, jak sądzi, w awansie.
Pojawia się także szansa na miłość, gdy Chacaltana poznaje piękną Edith, której
rodzice zginęli przez terroryzm. Jednak nic nie jest takie, jak się wydaje i
wraz z trwaniem śledztwa sprawy zdecydowanie się komplikują.
Chacaltana gubi
tropy, zbrodnie dosięgają ludzi, z którymi rozmawia, przestaje radzić sobie ze
swoimi uczuciami. Pewnego rodzaju ukojeniem są dla niego rozmowy ze zmarłą
przed laty matką, którą traktuje jak żywą, do tego stopnia, że odtwarza jej
pokój, przygotowuje jej ubranie, martwi się, żeby nie czuła się samotna. Za tym
szaleństwem również kryje się straszliwa przeszłość, która odbiła się na życiu
bohatera. Nic jednak, nawet miłość, nie jest wstanie odsunąć jego myśli od
morderstw. Rozczłonkowane ciała stają się jego obsesją, otaczające go zło, z
którego nie zdawał sobie sprawy, bo jak sądzę nie chciał, dopada go. Świat,
jaki znał i jakim go rozumiał, przestaje istnieć, a on sam powoli zatraca się w
tym, co słuszne i moralne.
Bo jak odnaleźć się w
rzeczywistości, kiedy odkrywa się przerażającą prawdę o tym, że ludzie, którzy
powinni strzec porządku i bronić obywateli, stosują te same metody, co
terroryści. Obrzydliwe tortury to nie tylko domena Świetlistego Szlaku, ale
także wojska, które z przestępczością miało przecież walczyć. Jak w takiej
sytuacji odróżnić dobro od zła, przyjaciela od wroga, gdzie leży granica,
której nie można przekroczyć? Te pytania towarzyszą czytelnikowi i nie
pozwalają na spokój.
Próba rozwiązania
zagadki, kim jest szalony morderca, próbujący z członków ofiar zbudować „zbawiciela”,
przestaje być jedynie kryminalną zagwozdką. Wątek religijny nie jest tu zresztą
przypadkowy. Wielki Tydzień w Ayacucho, a zwłaszcza dni upamiętniające
męczeńską śmierć Chrystusa, to czas, gdy Boga nie ma, gdy nie patrzy on na
swoich wyznawców. Da miejscowych to okres rozbuchanych orgii alkoholowych i
seksualnych, okres grzeszenia do granic możliwości, bo przecież nie ma nikogo,
kto mógłby to osądzić. Chrześcijaństwo miesza się tu z rdzennymi religiami,
podaniami, w wszystko to w pewien sposób łączy się ze zbrodniami i tylko zagęszcza
duszną już i tak atmosferę. Szaleństwo w takim miejscu to tylko kwestia czasu.
Santiago Roncagliolo
intrygą kryminalną przedstawił brutalną prawdę o peruwiańskim (ale czy tylko?)
społeczeństwie, polityce, ludziach. Pokazał świat, o którym wszyscy chcemy
zapomnieć, nie chcemy przyjąć, że taka jego wersja też jest rzeczywistością.
Świat o zapachu palonych zwłok, o dołach pełnych bezimiennych trupów, o matkach
chodzących od jednego miejsca kaźni do drugiego w poszukiwaniu ciał zaginionych
dzieci. Świat, w którym przyzwolenie na to wszystko dają ludzie, którym się
zaufało i którzy mieli przynieść wolność i pokój. To nie jest historia, która
już przebrzmiała, ona ciągle trwa obok nas i nie wolno nam o tym zapomnieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz