„To nie było zwykłe
morderstwo – raczej precyzyjny komunikat, ostrzeżenie wysłane światuˮ.
Morderstwo genialnego szachisty Jakuba Kluga, którego znaleziono nad Tamizą z
pogruchotanymi kośćmi, spaloną twarzą i spoglądającymi w niebo, wydłubanymi
oczami, ułożonymi obok zwłok, wydaje się być zapowiedzią wciągającego
kryminału. A że na murze ktoś, zapewne morderca, wyrysował krwią ofiary symbol
żuka, można mieć nadzieję, że jakaś wielka tajemnica za tym się kryje. Niech
was nie zwiodą wszelkie znaki zachęcające do zagłębienia się w arcyciekawy
kryminał, którego rozwiązanie będzie wam spędzało sen z powiek. Co to, to nie.
Bo i wybitny szachista, i morderstwo, i tajemniczy żuk to jedynie elementy
prześwietnej gry literackie stworzonej przez Kaspra Bajona w niewielkiej rozmiarami,
ale jakże bogatej treściowo i formalnie, powieści (czy aby?) Klug (Wielka Litera, Warszawa 2012).
Ale o czym to jest?
Trudne to pytanie ze względu na mnogość wątków i form. Tytułowa postać
genialnego szachisty, w którego istnienie wielu wątpiło, jest oczywiście
kluczowa dla całej książki. Bez niej bowiem młody aktor nie wszedłby na drogę
biografa, nie porzucił codzienności i nie udałby się w podróż do przeszłości,
szukając rozwiązania, kim tak naprawdę był Jakub Klug (Kulig, Gluck, Klugmann,
Klag, Kalg, Gluchi, Kubaklug, Kugl, Luca Cube, Jack Jacob Click, Krugg, James
Cluge). Co nieci, a nawet całkiem sporo udało się narratorowi o nim dowiedzieć.
A chociażby to, że nie dość, że był wybitnym szachistą, ba, prawie że mistrzem
świata, to również planował napisać doktorat o obrazie Odpoczynek przy szachach, który krył w sobie zapowiedź wyniku
spisku przeciwko Medyceuszom, kobieciarzem był niesłychanym, zostawiającym po
sobie zrozpaczone kochanki, a także, a może przede wszystkim w kontekście
tajemniczego morderstwa, miał związek z tajnym Stowarzyszeniem Skarabeusz.
Stowarzyszenie to sięgało do dawnej heretyckiej sekty aurumistów, którzy Ducha
Świętego wyobrażali sobie pod postacią skarabeusza właśnie, a wierząc, że za
wszelkie zło świata odpowiada złoto, aby uchronić swych wyznawców przed
wiecznym potępieniem, obierali im cenne błyskotki i gromadzili bogactwa. To
naprawdę temat na wciągający kryminał z intrygującymi postaciami, tajnym
stowarzyszeniem, sztuką i romansem w tle.
Ale Kasper Bajon
postanowił zabawić się z czytelnikiem i uciec od narzucąjącej się konwencji. A
ja kocham takie postmodernistyczne zabawy i gry. Dlatego z radością wielką czytałam
o tajnym stowarzyszeniu, poznawałam rozgrywki szachowe, historię wspomnianego
obrazu, by za chwilę natknąć się na część „Sześć filmów, które warto obejrzeć w
nadchodzącym tygodniuˮ i cieszyć się opisem-pastiszem tych właśnie filmów,
kpiącym z popkultury. Dzięki wprowadzeniu mnogości barwnych postaci autor miał
możliwość (i skutecznie ją wykorzystał) zabawy konwencjami. Sam, tworząc
biografię, kpi z biografii sentymentalnych, z autorów, którzy budują
rzeczywistość swoich autentycznych bohaterów na plotkach, domysłach,
sentymentach. Jednocześnie, by urzeczywistnić swą opowieść, wzbogaca książkę w
przypisy odsyłające do literatury rzekomo dotyczącej bohatera, tajnego
stowarzyszenia i innych opisywanych faktów. Pisze o podróżach Kluga, pokazując
nam różne miasta XIX-wiecznej Europy i Ameryki Północnej, by zaraz podać
przepisy kulinarne na panna cotta con lamponi i wieprzowe szaszłyczki! Gubi i
wybitnego szachistę i narratora biografa, by przyjrzeć się postaci urodzonej w
Tomaszowie Mazowieckim aktorce Cou-cou, robiącej karierę w Stanach.
Morfinistce, nimfomance, której romanse kojarzą się z historiami miłosnymi Marylin
Monroe. A potem ucieka w świat sztuki i szuka tajemniczego pigmentu Starna,
założyciela Pracowni Form Małych. Mamy tez i fragment niedokończonej powieści
kryminalnej, z którą chętnie bym się zapoznała. Jak widać dzieje się tu
niesłychanie wiele. I choć może dawać to wrażenie chaosu, to autor sprawnie się
tego ustrzegł. Wątki, mimo wszystko, łączą się sprawnie i absolutnie nie miałam
wrażenia przekombinowania.
Kuzyn niejakiego Carabus klugi, symbolu Stowarzyszenia Skarabeusz |
Bajon w Klugu zabawił się z mnogością form
dostępnych popkulturze. Stworzył pastisze i kolaże. Nie uciekł też od gry z
samym sobą, a raczej ze swoim narratorem. Kpiąc z wyszukanych form, barokowych
opisów i aliteracji sam tworzy zdania typu „Przysłonięta szarą woalką chmur
karminowa źrenica słońca chowała się właśnie za budynkami Buckingam Palace.
[...] Żółty, przedwcześnie zmarły liść odpadł od gałęzi i z determinacją godną
samobójcy zmierzał w stronę ziemiˮ. Rozkoszne potworki. Dlatego, jak tylko
kochacie takie gry literackie, wszelkie zabawy formami i konwencjami, Klug musi do was trafić. Skrywa w sobie
bowiem dużo więcej, niż udało mi się tu przemycić.
Naprawdę jest tak dobra ta książka? Przekonałaś mnie, w razie czego oddasz mi pieniądze...to był żarcik :-)
OdpowiedzUsuńCałkowicie subiektywnie oceniając, tak, jest tak dobra. A że i obiektywnie też jest dobra, o pieniądze się nie martwię ;)
OdpowiedzUsuńKlug to świetna zabawa konwencją, lubię też puszczanie oka do czytelnika, jednak z każdą kolejną stroną robiło się coraz monotonniej, szkoda, ale pomysł na książkę świetny!
OdpowiedzUsuńBuchBuchBicher, ja się mimo momentów nieco słabszych pod koniec nie nudziłam, aczkolwiek rozumiem, że mogą się monotonnymi wydawać. Według mnie Bajon sobie świetnie poradził. Cieszę się, że doceniasz jego grę z czytelnikiem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)