niedziela, 30 kwietnia 2017

O życiu - Robert Seethaler, "Całe życie"

Jak wiele potrzeba słów, żeby opisać całe, długie życia człowieka, w dodatku na tle burzliwych dziejów XX wieku? Może być ich tyle, żeby wypełnić opasłe tomy, a i tak będzie ich za mało. A czasem wystarczy tyle, by powstała niespełna 170-stronicowa opowieść, i to będzie wystarczająco. Taką skromną objętościowo książką jest powieść austriackiego pisarza Roberta Seethalera Całe życie (Wydawnictwo Otwarte: 2017).


To historia Andreasa Eggera, kulawego samotnika, przez otoczenie uważanego za dziwaka odcinającego się od ludzi. Mężczyzna, który dotarł do alpejskiej doliny jako osierocony kilkulatek z woreczkiem z pieniędzmi na szyi, spędził w niej niemal całe swoje życie. Czy szczęśliwie? Bity przez wuja, co doprowadziło do jego kalectwa, wyrzucony z domu, musiał sobie radzić sam, podejmując się każdej pracy, jaka mu się przytrafiła. Nie było miejsca na wybrzydzanie i Eggerowi nawet nie przyszłoby to do głowy. Nie było też miejsca na spokojny sen, ale noclegi na sianie, na strychu, pod gołym niebem, również nie stanowiły dla niego problemu, z którym nie mógłby sobie poradzić. Ciężka praca zaowocowała, mężczyźnie udało się kupić ziemię, zbudować dom, wreszcie – zakochać się z wzajemnością. Miłość, która nierzadko potrzebuje wielkich słów i dramatycznych wyznań, przyszła do niego spokojnie i choć na chwilę wyrwała go z rąk samotności. 

„Noce Eggera nie były już dłużej samotne. W łóżku koło niego leżała jego żona, cicho oddychając , a on czasem przyglądał się jej ciału, które rysowało się pod przykryciem i które mimo że w kolejnych tygodniach coraz lepiej je poznawał, ciągle wydawało mu się niepojętym cudem (s. 53)”.

A to wszystko na tle przemian przemysłowych zachodzących w dolinie oraz złowrogich gór, w których mieszkała Zimna Pani, co jakiś czas przychodząca po swoje ofiary. Nie burzyło to pokoju  Eggera. Ze spokojem przyjmował każdy dzień, który przynosił nowe obowiązki i zadania. Nic jednak nie trwa wiecznie, a los lubi grać z nami w kości i rzucać liczne wyzwania, poddając nas hiobowym próbom. Tak również było z Eggerem. Góry odebrały mu miłość, światowa polityka rzuciła w wir straszliwej wojny – wystarczająco, by znienawidzić życie. Andreas jednak nie się nie poddał. Nie był obojętny na ból i cierpienie, które były jego udziałem, ale przyjmował je ze spokojem, godząc się z życiem i szukając dla siebie nowych rozwiązań. Tak też postępował do końca swoich dni – nie mogąc dłużej pracować przy budowie kolei liniowych, zaczął oprowadzać turystów po górach. Gdy i to było już ponad jego siły, zaszył się w swojej chacie i wiódł jeszcze bardziej samotne, ale szczęśliwe życie aż do końca.

„Nie miał nikogo, lecz miał wszystko, czego potrzebował, i to wystarczało (s. 154)”. To zdanie jest jednym z wielu, które pokazują jak niewiele potrzeba słów, by oddać sedno. Robert Seethaler właśnie prostotą, skromnością słów oddał całe życie Eggera. Czy to pisząc o smutnym dzieciństwie, czy o utraconej miłości, czy wreszcie o przerażających doświadczeniach radzieckich łagrów, czynił to bez wyolbrzymiania, bez zbędnych epitetów. Wystarczy kilka subtelnych zdań, napomknięcie, by oddać całą grozę, ale też całą radość i miłość wypełniające życie człowieka. Nie ma tu roztkliwiania się nad uczuciami, przymiotników mających nam uzmysłowić stan ducha Eggera, to naprawdę jest zbędne. Andreas to człowiek, który się nad sobą nie użalał, który przyjmował życie z całym dobrodziejstwem inwentarza, i choć cierpiał, bo kto w życiu nie cierpi, to się z nim godził. 

„Jak wszyscy ludzie także i on nosił w sobie przez całe życie wizje i marzenia. Niektóre z nich sam realizował, niektóre zostały mu dane. Wiele pozostało nieosiągalnych lub też, gdy po nie sięgnął, wydarto mu je z rąk. A kiedy po pierwszych roztopach wychodził porankiem na mokrą od rosy łąkę przed chatą i kładł się na jednym z rozsianych tam płaskich głazów, czując pod plecami zimny kamień, a na twarzy pierwsze ciepłe promienie słońca, wtedy miał uczucie, że wiele rzeczy wcale nie poszło tak źle (s. 157)”.

Całe życie to w zasadzie lekcja życia. Modny teraz nurt slow life może czerpać z tej książki garściami, by pokazywać i uczyć, jak wygląda prostota życia i jak odnaleźć siebie w świecie. Wielu życie Eggera może wydać się dołujące, osamotnione i przygnębiające, ale to znaczyłoby, że trudno im dostrzec, co było dla niego najważniejsze i jak zwykłe codzienne chwile stawały się dla niego niezwykłe, wręcz magiczne, jak np. pierwsze odbiorniki radiowe czy spacer ludzi po Księżycu. Nie twierdzę, że każdy z nas powinien mieszkać w oborze i pozbawiać się kontaktu z innymi. Ale każdy z nas powinien wyciągnąć lekcję z tej lektury, by nasze życie było życiem spełnionym, tak jak życie Eggera. 

„Przeżył dzieciństwo, wojnę i lawinę. […] Jego życie bezustannie dyndało na włosku między niebem a ziemią, a w ciągu ostatnich lat jako przewodnik dowiedział się o ludziach więcej, niż był w stanie pojąć. […] Kochał. I zaznał przedsmaku tego, dokąd miłość mogła zaprowadzić. […] Nie potrafił sobie przypomnieć, skąd pochodzi, a koniec końców nie wiedział też, dokąd zmierza. Jednak mógł bez żalu spoglądać na czas między tymi punktami, na swoje życie, z raptownym śmiechem i wielkim zdumieniem (s. 162-163)”.

Całe życie bywa nazywane wielką ucztą literacką. Nie jest to jednak wielkie obżarstwo pełne wspaniałych, ale przesadzonych dań, a raczej subtelnym cieszeniem podniebienia prostymi smakami.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwartemu.


2 komentarze:

  1. W takich książkach dla mnie najważniejsze być to by forma nie przerosła treści. Wszyscy zachwycali sie seria "moja walka" ja z kolei nie mogłam przez nią przebrać. Po prostu z nudów oczy same mi sie zamykały. Dlatego z dystansem podchodzę do takich powieści :( boje sie albo braku zrozumienia albo bezgranicznej monotonii, tu akurat jest plus bo i książka krótka . Jednak Twoja recenzja na pewno przekona wielu wątpiących. Pięknie piszesz i masz piękny blog. Będę zaglądać. Zapraszam rownież do mnie
    Pozdrawiam

    Czytankanadobranoc.blogspot.ie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo za tak miłe słowa :)Myślę, że tu ani braku zrozumienia, ani bezgranicznej monotonii nie znajdziesz. W "Całym życiu" naprawdę dzieje się wiele, choć nie ma tu wartkiej akcji. Rozumiem też Twoje odczucia odnośnie do "Mojej walki". Choć ja akurat jestem nią zafascynowana (mimo że mam za sobą dopiero pierwszy tom, kolejne czekają na dobry moment), wiem, że dla wielu i wiem, dlaczego, sposób, w jaki piszę Knausagrd jest po prostu męczący. Chyba każdy musi po prostu sprawdzić, co jest dla niego dobre.
      Z przyjemnością będę również śledzić Twojego bloga.
      Pozdrawiam :)

      Usuń