czwartek, 20 kwietnia 2017

Leben - Licht - Liebe - życie i twórczość Františka Drtikola - Jan Němec, "Historia światła"



Jakoś do tej pory nie wybierałam nigdy książki roku, nie było mi to do niczego potrzebne. Jeśli jednak miałoby się to zmienić, to już teraz mogę przyznać, że najpewniej książkę 2017 roku już znalazłam. Wiele bowiem wskazuje na to, że taki tytuł powinien należeć do Historii światła Jana Němca (Książkowe Klimaty, Wrocław 2017).
Historia światła to powieść, niejako wariacja o życiu artysty poszukującego w sztuce prawdy, odważnego, przełamującego tabu, wielu szokującego czeskiego fotografa, który swoją profesję przeobraził w wielką sztukę – o Františku Drtikolu. I od razu chcę zaznaczyć, że sama ta opowieść o życiu to poukładany zbiór pięknych obrazów, fotografii, uchwyconych przez autora chwil i ujęć bogatych w detal, momentami w secesyjny ornament, ale nigdy przeładowanych zbędnymi dodatkami. Właśnie takim sposobem przedstawienia świata ujął mnie Němec już od samego początku, kiedy to mały František wraz z przyjacielem i jego ojcem stworzyli gliniane zniekształcone ludzkie figurki, które potem proroczo skończyły w ogniu (wkrótce w Przybramiu w kopalni srebra wybuchł pożar, w którym życie straciło ponad 300 górników). Tylko František uratował swojego ułomnego Adama.

Dzień przed tym, kiedy to się stanie, siedzisz przy stole w górniczej chałupie na obrzeżach Przybramia. Po drugiej stronie izby stoi biały kredens z obtłuczonym fajansem i stara malowana szafa. Na ścianie wisi święty obrazek, błogosławieństwo i drewniany krzyżyk z dwóch deszczułek przewiązanych zardzewiałym drutem. Płachty prania rozciągnięte na sznurze nad piecem przypominają raczej szmaty do podłogi, choć podłoga potrzebuje przede wszystkim łatania: spod desek słychać chrobot myszy i innych tworów kryjących się w szczelinach, zakamarkach i kątach. Na oparciu krzesła wisi przepocony roboczy szachciok, a na nim poplamiona skórzana łata (s. 11).

Trochę ci ich szkoda, jednego kocmołucha z popękaną nogą udaje ci się ocalić, ale dalszych sześciu kończy w płomieniach, są jeszcze wilgotni, aż zasyczy.
Swojego okopconego Adama pieczołowicie owijasz starą gazetą i ruszasz do domu. Po ulicy już chodzi latarnik, wleczesz się za nim z jednego krańca ulicy na drugi, lampy przed tobą zapalają się jak boje świetlne (s. 17).

 Fotografia nie była dla Drtikola miłością od pierwszego wejrzenia. Gdy już terminował u miejscowego fotografa, zmuszony do tego przez ojca i brak postępów w nauce, mówił:

 Fotografia w porównaniu z malarstwem jest taka tępa, to taka głupia służka rzeczywistości, kolorowanka dla idiotów, którzy nie mają żadnego twórczego talentu (s. 81).
1. Secesyjny obraz Drtikola
Bo to właśnie malarstwo było dla Františka pierwszym wyborem. Od chwili, gdy dostał od ojca białego koh-i-noora, pragnął wydobyć z niego wszystkie obrazy, które jak wierzył, znajdowały się w graficie. Tragiczny pożar, który dotknął Przybramie, nie tylko odbił się na chłopcu grozą śmierci, ale również poruszył jego wrażliwą duszę – powstają szkice przedstawiające koszmar zaistniałej sytuacji. Pojawił się też tajemniczy Augustin Žlutický – żywy człowiek, duch?, który z białego ołówka odczytał Františkowi jego przyszłość, a w niej wspaniałe płótna i gibką kobietę. To wszystko sprawdzi się wiele lat później.
Magię fotografii Drtikol odkrył na studiach w Monachium. Tam, prowadzony przez wrażliwych i czułych na sztukę przewodników – swoich wykładowców, dostrzegł w fotografii te same wartości i to, że porusza te same najczulsze struny ludzkiej duszy, co literatura i malarstwo. A może nawet i więcej. To właśnie tu poczuł, czego w życiu chce – żeby podążać za słowami jednego z profesorów i żeby być „dobrym pasterzem światła”.

Monachijskie sukcesy nie przeniosły się na sukcesy w Przybramiu – okazało się one zbyt zamknięte na fotograficzne eksperymenty z nagimi modelkami, a zwykłych fotografów była tam już wystarczająca liczba. Dopiero wyjazd do Pragi przyniósł owoce. Założone tam atelier na ostatnim piętrze kamienicy stało się na niemal resztę życia Františka miejscem pracy, wielkich sukcesów, fotograficznych eksperymentów, a także domem, jaskinią, miejscem ucieczki przed innymi. Praga pozwoliła mu rozwijać swoje pragnienia fotografa i człowieka. Zyskał sławę i uznanie, które przed wielu laty zobaczył w jego ołówku Žlutický – jego „wspaniałe płótna” zdobiły nie tylko czeskie wystawy, ale również zagraniczne, odnosząc sukcesy. 


2. Sekretny eksperyment - ukrzyżowanie
Co do gibkiej kobiety, która również pojawiła się w wizji strażaka-widma, ją także dała mu Praga w postaci sporo młodszej od niego tancerki Ervy. Zresztą związki fotografa z kobietami to kolejna ciekawa ścieżka jego rozwoju. Bliska relacja z siostrą Emą, z którą w dzieciństwie czytali Verne’a i inne książki. Pierwsze tajemnicze uniesienia erotyczne, gdy jako chłopiec obserwował w lesie kołyszące się piersi młodej dziewczyny. Niewinna relacją z uroczą altwolistką Evą, której gra umilała mu nużącą pracę w atelier Mattasa. Później, już w Pradze, zakochanie w rozkapryszonej, dziecinnej i niezdecydowanej Elišce Janskiej. Ten dziwny związek-niezwiązek to jedno z boleśniejszych doświadczeń Františka. Listy pisane do niej w czasie I wojny światowej to przejmujący, tkwiący we mnie do tej pory, obraz miłości mieszającej się z nienawiścią, pogardy i pragnienia. Później małżeństwo ze wspomnianą już Ervą Kupferovą – związek, który choć zaowocował ślubem i córką, nie miał szans na przetrwanie. Dwie silne osobowości, mijające się pragnienia, oszustwo, zdrada – to nie mogło się udać. Prawdziwe wyzwolenie, choć na kilka chwil, dały mu intymne spotkania z modelką Sofią, gdy całował jej ukrzyżowane łono.

Historia światła to oczywiście powieść o życiu, ale także o przeżywaniu, doświadczaniu i odkrywaniu własnych pragnień. Jan Němec, w świetnym stylu, zaskakująco, sięgając po drugoosobową narrację, malując swoje wspaniałe obrazy słowem, pokazał drogę człowieka poszukującego w świecie swojego miejsca, smakującego świeżą wanilią i crème brûlée światła, które ostatecznie odnalazł w buddyjskim mistycyzmie. Czeski pisarz pokazał życie jednostki w obliczu mniej lub bardziej zależnych od niej samej zmian, a także zmiany, jakie dotknęły całe zbiorowości – ustrojów politycznych, dominujących poglądów, wreszcie prądów panujących w sztuce: od pełnej pięknych ornamentów i symboli secesji (u Drtikola uchwyconej w fotografiach przedstawiających Salome z głową Jana Chrzciciela i przywiązanych do krzyża nagich modelek) po futuryzm z jego ryczącym samochodem piękniejszym od Nike z Samotraki (który również znalazł odzwierciedlenie w twórczości fotografa). Zmiany są nieodzownym elementem naszego rozwoju, wypełniły więc artystyczną i życiową drogę  Františka, wpływając na niego w każdym elemencie jego życia – od miłości po sztukę.
3. Zwrot ku futuryzmowi

Historia światła siedzi we mnie i siedzieć będzie zapewne długo. Wracam też do jej fragmentów, by na nowo móc cieszyć się takimi słownymi polaroidami jak np.: 
Usta ma lekko rozchylone, a jego długie czarne rzęsy delikatnie drgają. Na lewym policzku ma wielkie znamię, za kilka lat zacznie przeszkadzać nu podczas golenia, ale teraz jego twarz jest jeszcze chłopięca, blada, delikatna (s. 47). 
Choć pod koniec książka traci nieco na sile, nie wpływa to na mój nią zachwyt. Nawet wyłapywanie pojawiających się gdzieniegdzie literówek i błędów zrzucam na moje zboczenie zawodowe i szybko o nich zapominam w obliczu tak bogatej i budzącej wachlarze uczuć treści.



Za książkę dziękuję pani Magdalenie Petrynie i wydawnictwu Książkowe Klimaty.

Zdjęcia:
1.  http://theredlist.com/wiki-2-16-601-797-view-pictorialism-profile-drtikol-frantisek.html
2.  https://pl.pinterest.com/pin/383931936958605338/
3.  http://www.dreamtheend.com/?attachment_id=11184&rand=49

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz