Co prawda Wigilia i Boże Narodzenie już za nami, ale po pięknie
wydaną przez Wydawnictwo Dwie Siostry Wigilię Małgorzaty
Indii Desjardins warto sięgnąć nie koniecznie przed świętami, ale przed Nowym Rokiem na pewno.
Główna bohaterka, tytułowa Małgorzata, ma ponad osiemdziesiąt lat, mieszka sama
i bardzo, ale to bardzo nie lubi wychodzić ze swojego domu. A w zasadzie
całkowicie z tego zrezygnowała. Zakupy dostarcza jej firma cateringowa, włosy
myje fryzjerka, chodnik odśnieża młody sąsiad. Nawet na zalecenia lekarza o
częste spacery Małgorzata znalazła świetny sposób – przechadza się od salon u
do kuchni i sprawa załatwiona. Co do świąt Bożego Narodzenia, to owszem , lubi
je, pewnego razu nawet powiesiła stroik, jednak był to dla niej tak wielki
wysiłek, że jak wisiał, tak wisi cały rok.
Wbrew temu, co można by sądzić, Małgorzata nie jest biedną
staruszką zaniedbywaną przez rodzinę. Wręcz przeciwnie, jej bliscy bardzo by
chcieli ją u siebie gościć na co dzień i od święta, ale cóż, z upartą starszą
panią się nie wygra. Odkąd zmarł jej mąż, największa miłość od sześćdziesięciu
lat (Boże, czy coś tak pięknego, spotka kiedyś człowieka?), a potem najbliższa
przyjaciółka, sąsiadki, Małgorzata zaczęła bać się o siebie. Na zewnątrz bowiem
czyha wiele niebezpieczeństw, może ją potrącić szalony kierowca, rabuś okraść,
a nawet zadźgać nożem. W domu też trzeba uważać, żeby się nie poślizgnąć, bo
nie wiadomo po jakim czasie ktoś by ją odnalazł, na pewno zmarła by z głodu, bo sama nie dałaby rady się
podnieść, dlatego zdecydowała się na okropnie szurające buty antypoślizgowe.
A sposób Małgorzaty na święta? Jedzenie oczywiście z
cateringu, fotel, z którym się prawie zespoliła (co świetnie oddaje jedna z
ilustracji), telewizor i zakreślone wcześniej w programie telewizyjnym filmy. I
ta Wigilia, i Boże Narodzenie miały tak wyglądać. Starsza pani naszykowała
posiłek, umościła się w swym fotelu, włączyła telewizor i… nagle usłyszała
dzwonek do drzwi. Któż to mógł być o tej porze? W jej wieku to już zapewne
tylko Śmierć, przed którą tak bardzo chciała uciec. Poszła jednak sprawdzić i
okazało się, że pod drzwiami stoi mężczyzna. Oczywiście Małgorzata wahała się,
czy otworzyć, bo za pewne to bandyta lub morderca, uchyliła jednak drzwi i
okazało się, że chciał tylko zadzwonić po pomoc drogową, bo zepsuł mu się
samochód. Kobieta podała mu słuchawkę przez drzwi, a po skończonej rozmowie
udała się z powrotem na swój fotel. Usłyszawszy jednak śmiechy, zaciekawiona wyjrzała
przez okno i zobaczyła, jak rodzina w zepsutym samochodzie wymienia się
prezentami i raduje świątecznym czasem. Po jakimś czasie znów usłyszała dzwonek
do drzwi; tym razem stały pod nimi matka z córeczką, dziewczynka musiała
skorzystać z toalety. Wyobraziwszy sobie, że to podstęp, że to na pewno
rodzinna szajka, oczami wyobraźni widząc już nagłówki dotyczące napadu i jej
śmierci, przemogła się i wpuściła je do środka. Oczywiście nic złego się nie
stało, mama dziewczynki pochwaliła dom Małgorzaty, a po wszystkim razem z córką
wróciła do samochodu. Małgorzata wróciła przed telewizor, ale nie mogła skupić
się na filmie. Nie mogła przestać myśleć o rodzinie spędzającej Wigilię w
samochodzie. W końcu postanowiła coś dla nich zrobić, ubrała się i wyszła przed
dom [!] z poczęstunkiem. Samochodu już jednak nie było. I to już prawie koniec
historii, czyli nic wielkiego, o co tyle hałasu, cóż takiego jest w tej książeczce?
Starsza pani ubrała się i wyszła przed dom. Tylko tyle. A jednak aż tyle. To
pozornie bowiem nic nie znaczące wyjście z domu, tak naprawdę okazało się
wyjściem Małgorzaty do życia. Kobieta, która tak bardzo starała się uciec
śmierci, jednocześnie zamknęła się na życie. I dopiero te kilka małych kroków
uświadomiło jej, co traciła, że na zewnątrz nie czyha na nią więcej
niebezpieczeństw niż na innych, że nie wolno zamykać się na innych i uciekać
przed światem, bo życie w zamknięciu, to nie życie, to wegetacja. I dlatego
uważam, że to wspaniała książka przed Nowym Rokiem, bo w bardzo prosty sposób
motywuje do zrobienia pierwszego kroku, do otwarcia drzwi na życie. Mnie
zmotywowała.
Muszę jeszcze koniecznie wspomnieć o graficznej stronie
książki, bo to w zasadzie bardzo wymowne i piękne ilustracje Pascala Blancheta (nagrodzone
BolognaRagazzi 2014, jednym z najbardziej prestiżowych wyróżnień w dziedzinie
ilustracji) w niej „opowiadają”. Krótkich zdań pojawia się tu tak naprawdę nie
wiele. Stanowią one jedynie dopowiedzenie do tego, co tak subtelnie, a
jednocześnie z dużym poczuciem humoru pokazane zostało w formie graficznej.
Wigilia
Małgorzaty jest niby książką dla dzieci. Piszę niby, bo sądzę, że choć
tym troszkę starszym dzieciom opowieść z pewnością się spodoba, to jednak
dopiero dorośli są w stanie odkryć urok tkwiący przede wszystkim właśnie w
ilustracjach. I to przede wszystkim dorośli mają tendencję do uciekania przed
życiem, a dzięki tej opowieści może znajdą do niego powrotną drogę.
Na zachętę dla fetyszystów – książka pachnie nieziemsko.
To chyba naprawdę wyjątkowa książka. A ilustracja, którą zamieściłaś, też jest intrygująca. Na pierwszy rzut oka Małgorzaty wcale nie widać, dopiero później dostrzega się jej rękę. Musze zaopatrzyć się w tę pozycję, przeczytać i obejrzeć pozostałe ilustracje:)
OdpowiedzUsuńMarto, zaopatrz się koniecznie. Ilustracje są świetne, zabawne i niezwykle sugestywne. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńO matko, brzmi okropnie smutno – wyszła, a ich już nie było? Nie zamknęła się od tego w sobie jeszcze bardziej?
OdpowiedzUsuńWciągnęła mnie Aniu Twoja opowieść o tej książce, skąd taką perełkę wytrzasnęłaś? :)
Ale Naiu, nie jest smutno. Co prawda ich już nie było, ale Małgorzata zrobiła ten najważniejszy krok - odważyła się wyszła z domu, znów otwarła się na życie :). A książkę pożyczyła mi koleżanka, o tej pozycji zresztą ostatnio dużo mówiono. Naprawdę warta bliższego zapoznania się rzecz.
Usuń