niedziela, 29 maja 2011

Kryminał i psychologia - Caleb Carr, "Alienista"

Lubię raz na jakiś czas przeczytać dobry kryminał. Dobry, czyli dla mnie taki, w którym najważniejszą rolę odgrywa zagadka, morderca (złodziej, porywacz etc.) oraz prowadząca śledztwo osoba. Mało mnie za to obchodzą miłosne problemy bohaterów, pokątne romanse, chore związki, które nie tylko odsuwają uwagę od tego, co w kryminale jest najważniejsze, ale też sprawiają, że mam ochotę rzucać książką. Dlatego nie czytałam i nie zamierzam czytać książek Stiega Larssona, a np. Marklund rzuciłam w połowie drugiego tomu. Lubię za to poczytać Camillę Lackberg, u której wątki obyczajowe nie są zbyt nachalne i nie wpływają na moje nerwy. Jestem też beznadziejnie zakochana w Richardzie Jurym i Melrosie Plancie (w obu od pierwszego "wejrzenia"), a książki Marthy Grimes cenię za niezwykły klimat i dowcip.  To wszystko sprawia, że mimo obecności tylu pozycji kryminalnych na rynku wydawniczym, mam problem ze znalezieniem czegoś dla siebie. Ostatnio jednak mi się poszczęściło i trafiłam na niezwykle interesującą i wciągającą książkę Caleba Carra - Alienistę (Rebis, Poznań 2010).

Akcja powieści rozgrywa się w Nowym Jorku w 1896 r. Zaczyna się od znalezienia brutalnie okaleczonych zwłok 13-letniego chłopca-prostytutkę, przebierającego się za dziewczynę. Pewnie zdarzenie to szybko by wyciszono, jak wiele podobnych, gdyby do akcji nie wmieszał się nie kto innych jak sam Theodore Roosvelt, walczący z korupcją w policji, oraz jego przyjaciele - Laszlo Kreizler, wybitny psychopatolog i mózg całej grupy, oraz John Moore, który po wielu latach opowiada tę historię. Odnalezienie ciała chłopca to oczywiście dopiero początek, okazuje się bowiem, że dochodziło już do bardzo podobnych morderstw, a kolejne miały dopiero nastąpić. A że policja i władze Nowego Jorku (również te duchowe) były bardziej zainteresowane zatuszowaniem wszystkiego niż odszukaniem mordercy, rozwiązaniem zagadki zajęła się wspomniana już tajna grupa. Oprócz Kreizlera i Moora, należeli do niej Sara, która jako pierwsza kobieta chciała wstąpić do policji, dwaj bracia, śledczy Isaacsonowie, a także łobuziak i podopieczny Kreizlera Stevie Tagger i czarnoskóry Cyrus, który także Kreizlerowi zawdzięcza życie. Grupa na własną rękę, opierając się na poszlakach, ale przede wszystkim na dokładnej analizie wszelkich śladów oraz nakreślonym przez nich psychologicznym portrecie mordercy, zagłębia się w mroczne dzielnice Nowego Jorku, gdzie oczywiście czyha na nich wiele niebezpieczeństw.

Fabuła, jak to w kryminale, co więc wyróżnia tę książką na tle innych, podobnych? Kreacja postaci, sposób prowadzenia śledztwa i obraz społeczeństwa amerykańskiego końca XIX w.  Każdemu z tych elementów można by poświęcić wiele stron opisu, dlatego przedstawię je w skrócie, starając się, żeby za wiele nie zdradzić.
Jak już wspomniałam mózgiem grupy jest Laszlo Kreizler, alienista, psychopatolog, zafascynowany tajnikami ludzkiego umysłu. Przez swoje nowatorskie teorie jest niezbyt popularny i wzgardzany przez środowisko, które uważa jego pracę za stratę czasu i szkodę dla społeczeństwa. Bo gdy większość chciałaby zamknąć przestępców w zakładach psychiatrycznych, Laszlo próbuje poznać motywy postępowania oskarżonych, których najczęściej dopatruje się w ich dzieciństwie. To właśnie wydarzenia z najmłodszych lat zadaniem Kreizlera determinują późniejsze zachowania, wpływają na ludzkie czyny i wyjaśniają to, co większość chce zrzucić na obłęd. Taki sposób podejścia do sprawy szokował środowisko, ale też wywierał wpływ na czytelnika. Łapałam się na tym, że czasami współczułam "pacjentom" Laszla, wiedząc jak okropnych zbrodni się dopuścili. Warto jednak zaznaczyć, że alienista nie wykorzystywał swoich badań do usprawiedliwienia przemocy, szukał jedynie jej źródeł. W ten właśnie sposób, próbując poznać charakter i sposób myślenia mordercy chłopięcych prostytutek, grupa poszukiwała przestępcy. Oczywiście stosowano też inne, popularne metody, takie jak przesłuchiwania, śledztwa, a i kontaktów ze światem przestępczym nie dało się uniknąć. Jednocześnie korzystano z nowatorskich, nieuznawanych jeszcze sposobów jak zbieranie i identyfikowanie osób na podstawie linii papilarnych i fantastyczny pomysł, zakładający, że ludzkie oko rejestruje ostatnią rzecz, którą widziało tuż przed śmiercią.

Jak pisałam, kontakty ze światem przestępczym były nie do uniknięcia. Domy publiczne, w których usługi świadczyły dzieci, zwłaszcza chłopcy, nie były w Nowym Jorku niczym niezwykłym. Takie przybytki nie należały do rzadkości, nikogo też specjalnie nie raziło seksualne wykorzystywanie nieletnich. Tym bardziej, że większość prostytutek stanowiły dzieci imigrantów. Tak, wywoływało to we mnie oburzenie i sprzeciw, ale jeszcze większe oburzenie wywierała na mnie hipokryzja Kościołów i władz miasta. Społeczeństwo amerykańskie miało dość własnych problemów, nie dbano o ginące dzieci imigrantów, tym bardziej takie, które decydowały się na sprzedawanie własnego ciała. Oczywiście potępiano brutalne mordy, ale na tym się kończyło. Całą sprawę już bardziej wykorzystywali właściciele domów publicznych, którzy dla własnych interesów podburzali tłumy. Oni jednak nie kryli się ze swymi zamiarami i opowiadali kłamstw o tym, jak to chcą pomóc biednym obywatelom.

Kilka słów jeszcze o sposobie narracji. Jak już wspomniałam całą historię opowiada John Moore. Z jego punktu widzenia poznajemy wszystkie postaci i zdarzenia. A że mężczyzna cechuje dobry zmysł obserwacyjny to wszystkie opisy są interesujące i nierzadko dowcipne. Oczywiście pierwszoosobowemu narratorowi nie udaje się zachować obiektywnej relacji. Niejednokrotnie do głosu dochodziły prywatne odczucia Johna, jego wątpliwości, rozterki, zazdrości. Nie ukrywał jednak swoich drobnych wad i błędów, nie wybielał swojej postaci, dzięki czemu jego relacja zachowuje autentyczność. Czasami Moore wybiega nieco w przyszłość i podsuwa czytelnikowi pewne tropy, jednak absolutnie nie psuje to przyjemności płynącej z lektury.

Alienista to pozycja obowiązkowa dla miłośników kryminałów. Szczególnie dla tych, którzy nad sensacyjne romanse cenią sobie dobrze skonstruowaną fabułę, żywe postaci i nie nudzą się psychologicznymi rozważaniami, które są obecne w książce (ale nie nadmiernie i ukazane w interesujący sposób). Wszystko to sprawiło, że ja mam wielką ochotę na sięgnięcie po kolejną pozycję Carra - Anioła śmierci.

10 komentarzy:

  1. Dodałem do listy. Jakoś nie mogłem obojętnie czytać tej recenzji, jakże wspaniałej :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. pisany inaczej, dziękuję za takie słowa :) i życzę udanej lektury :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach ci Amerykanie. Jak nie mają w ekipie Żyda, murzyna, śwarnej babki i alkoholika, to się nie liczy. BP NMSP :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie inaczej Bazylu, nie inaczej :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Z jednej strony zachęcająca recenzja, ale z drugiej, jakoś tak nie lubię czytać o dzieciach, które cierpią. Ciągle nie mogę darować Krajewskiemu "Erynii"...

    OdpowiedzUsuń
  6. Rzeczywiście, czytanie o cierpieniu, zwłaszcza dzieci, nie jest łatwe. Nie czytałam "Erynii", ale znając możliwości Krajewskiego wydaje mi się, że "Alieniście" opisy są jednak łagodniejsze.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam i zdecydowanie przeczytam! :)

    Jestem fanką takich kryminałów, przeniesionych w nieco odleglejsze czasy. Szczególnie ostatnio do gustu przypadł mi Akunin, którego wiem, że mogę brać zawsze, nawet "w ciemno". A po "Głowie Minotaura" zaczynam także przekonywać się do Marka Krajewskiego, więc wydaje mi się, iż "Alienista" będzie doskonałą letnią lekturą dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo amerykańsko brzmi ;) ale bynajmniej mnie to nie odstrasza. Lubię kryminały osadzone w realiach historycznych. Sięgnę więc po tę książkę.

    grendella

    OdpowiedzUsuń
  9. Zachęcił mnie głównie fakt, że to kryminał osadzony w dziewiętnastym wieku :) Zapisuję sobie książkę na listy chcę przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziewczyny wybaczcie zaniedbanie, ale dawno mnie tu nie było. Życzę wam przyjemności z lektury i czekam na opinie :)

    OdpowiedzUsuń