Biografie wielkich pisarzy to bardzo często opasłe
tomy pełne bardziej lub mniej rzetelnych (w zależności od źródeł, uczciwości
autora, ale też od podejścia do tematu), nierzadko szczegółowych informacji.
Czyta się je z zachwytem i zapałem bądź też omija co nudniejsze fragmenty,
wyszukując co ciekawszych smaczków – wszystko zależy i od autora, i od
czytelnika. Bo biografia, zwłaszcza człowieka wybitnego, zasłużonego dla
świata, kultury itd., o bogatym życiu osobistym, przecież powinna być grubą
księgą odsłaniającą wszelkie, najlepiej te najbardziej pikantne tajemnice.
Dlatego Papuga Flauberta Juliana
Barnesa (Warszawa: Czytelnik, 1992) jest biografią wyjątkową. Przede wszystkim,
choć dotyczy niewątpliwie zasłużonej dla literatury postaci (mowa przecież o
jednym z najważniejszych pisarzy!), której życie bogate było w różnego rodzaju
doświadczenia, nie jest ona opasłym tomem. Wręcz przeciwnie – moje wydanie z
zasłużonej serii „Nike” ma 292 strony. Biorąc pod uwagę format, jest to
kruszynka. Nie jest też dokładnym opisem życia pisarza od narodzin do śmierci.
I w zasadzie nazywanie tej książki biografią, jest jednak pewnym nadużyciem. Mamy
wszak do czynienia z dziełem wielogatunkowym – powieść, esej, słownik, wątki
biograficzne i autobiograficzne, jeśli weźmiemy pod uwagę postać narratora.
Prawdziwa mieszanka. Ale z pewnością czyta się ją z zachwytem i zapałem i chce
się odkryć jej wszystkie tajemnice, które nie dotyczą jedynie Gustawa
Flauberta.
Z biografią Flauberta mamy tu do czynienia w tym
sensie, że narrator powieści doktor Geoffrey Braithwaite, wielki miłośnik
pisarza, takąż właśnie próbuje napisać. W tym celu skrupulatnie zbiera
materiały, jeździ do Francji, szuka źródeł, do których nikt jeszcze nie dotarł.
Na kłopoty natyka się, gdy w dwóch różnych muzeach w Rouen pokazują mu wypchaną
papugę, która stała na biurku Flauberta, gdy ten pisał Prostotę serca. Oczywiście każde muzeum zaświadcza o jej
autentyczności. Braithwaite postanawia więc przekonać się, jak to z tą papugą
Flauberta jest, szuka, szpera, docieka, jednak im wydaje się być bliżej prawdy,
tym bardziej się ona od niego oddala. Poszukiwanie prawdziwego ptaka jest
owszem interesujące, ale najbardziej fascynujące w książce jest to, jak Barnes
przybliża (próbuje przybliżyć) nam postać autora Szkoły uczuć. Ucieka się do tak różnych metod i sposobów, że na
każdy kolejny czekałam z prawdziwym napięciem. Bo co my tu mamy? Mamy świetne
bestiarium Faluberta, w którym francuski pisarz i bliskie mu osoby
przedstawione są jako zwierzęta i papuga też tu się znajdzie. Mamy dwie wersje
chronologii wydarzeń z jego życia – jedna bardziej, druga mnie optymistyczna. Są
tak niesamowite rozdziały jak „Przewodnik do Flauberta dla kolekcjonerów lokomotyw”
i „Arkusz egzaminacyjny”. Jest wreszcie rozprawa sądowa, gdzie narrator
podejmuje się obrony Gustawa Flauberta, któremu można było zarzucić nie jedno.
Gdy Braithwaite decyduje się na opis związku pisarza z poetą Luizą Colet, nie
jest to jedynie Flaubertowska wersja wydarzeń, łagodnie mówiąc niekoniecznie
korzystna dla kobiety. W tym miejscu Barnes pokusił się o oddanie głosu Colet,
przedstawienie burzliwego romansu z jej punktu widzenia. Dostajemy też
pikantniejsze elementy z życia pisarza – prostytutki, syfilis i kairskich
chłopców, ale tak naprawdę nie są one tak ciekawe, jak mogłyby się wydawać.
Interesujący jest jednie sposób, w jaki w wersji Colet ona sama została
zestawiona z Kuchuk Hanem – „kurwą znad Nilu”.
Losy chyba najbardziej znanej Falubertowskiej
bohaterki Emmy Bovary, jej zdrady i samobójstwo, stają się pretekstem dla
Geoffreya Braithwaite’a do bardziej osobistych rozważań. Rozmyślając nad
motywami postępowania powieściowej bohaterki, tak naprawdę próbuje odkryć
prawdę o własnej żonie, która również zdradzała i odebrała sobie życie. Zastanawia
się nad charakterem cudzołóstwa i samobójczej śmierci. I jak gorzka mantra
powtarza się tu najbardziej gorzkie twierdzenie książki: „Kochałem ją; byliśmy
szczęśliwi; brak mi jej. Nie kochała mnie; byliśmy nieszczęśliwi; brak mi jej”.
Papuga
Flauberta, choć niewielka objętościowo, stanowi prawdziwe
bogactwo – bogactwo treści, bogactwo gatunków. Szczerze podziwiam Barnesa za
napisanie, czegoś tak imponującego. Trzeba mieć ogromny talent, żeby nie
przechwalając się, umieć się pochwalić wiedzą, umiejętnościami, idealną dawką
poczucia humoru i ironii – krytycy literaccy miejcie na uwadze kolor oczu Emmy
Bovary… A poczucia humoru Barnesowi na pewno nie brakuje, nie sądziłam, że
akurat przy tej lekturze będę śmiać się w głos. A jednak. A na zakończenie
pozwolę sobie zacytować hasło z wzorowanego na Flaubertowskim „Słownika Braithwaite’a
obiegowych wyobrażeń”:
Dziwki – Niezbędne w dziewiętnastym wieku dla zarażenia się syfilisem, bez którego nikt nie mógł rościć sobie pretensji do miana geniusza. Wśród posiadaczy szkarłatnej wstęgi za odwagę znaleźli się Flaubert, Daudet, Maupassant, Jules de Goncourt, Baudelaire i In. Czy jakiegoś pisarza to ominęło? Jeśli tak, był prawdopodobnie homoseksualistą (s. 235).
Choć postać Flauberta wydaje mi się fascynująca, z całej Twojej recenzji moją uwagę przykuł chyba najbardziej ten motyw porównania historii Emmy Bovary z historią żony narratora, jego miłości do niej i tęsknoty. W jakiś sposób... chwyta mnie to za serce. Zwłaszcza że ja sama ostatnio strasznie mieszam rzeczywistość z literaturą, jakby postaci literackie same wchodziły do mojej własnej historii, chciały mi coś powiedzieć, więc takie poszukiwanie odpowiedzi w książkach, w fikcyjnych opowieściach, nie jest mi obce :). Może to dobry czas na tę lekturę. Cieszę się z Twojego powrotu :).
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, ten rozdział książki jest przejmujący i choć dotyczy narratora, czyli postaci fikcyjnej, jest tak bardzo osobisty. I naprawdę nie trzeba wielkich słów, by wyrazić uczucia.
UsuńMoże masz cudowną moc przywoływania tych postaci w swoim życiu. A że literatura to życie, a jej moc jest wielka, to korzystać z niej trzeba. Do "Papugi" zachęcam.
A co do powrotu, to mam nadzieję, że w końcu na dobre :)