Zazwyczaj jestem
w stanie czytać książkę w każdej sytuacji, niemal w każdym miejscu, w
pośpiechu, chłonąc słowa i kolejne zdania jedno za drugim. Są książki, na które
rzucam się łapczywie w autobusie, na ławce w parku, pomiędzy jedną rozmową a
drugą, odrywam się i wracam od razu. Są jednak takie książki, które potrzebują
czasu, powolności, wielkiego skupienia i rozważania zdania po zdaniu, bo niemal
każde niesie ze sobą wielką mądrość. Taką książką jest piękna Księga szeptów rumuńskiego pisarza
Varujana Vosganiana (Wrocław: Książkowe Klimaty, 2015).
Co takiego jest
w tej powieści, że czytałam ją tak powolnie, że tak wiele ode mnie wymagała,
ale też tak wiele mi od siebie dała? To opowieść o Vosganianie, jego rodzinie, Rumunii
i co najważniejsze – o Ormianach, tych, którzy tak wiele wycierpieli, a którzy
są niemal zapomniani. A pamięć im się należy ogromna. Autor, posługując się
niemal realistyczno magicznym językiem, opisuje swoje pachnące kawą i kolonialnymi
przyprawami dzieciństwo. To momenty, w których aż chciałoby się tam być, czuć,
smakować razem z nim, siedzieć u stóp jego starego anioła. Widzieć, jak kobiety
misternie niemal tkają ciasto na baklawę,
ssać ziarna kawy. Wreszcie poznać magów tamtych czasów – dziadków autora:
Gabareta, który mądrze mówił, że „To wielka odpowiedzialność żyć na tej ziemi
dłużej niż Jezus Chrystus. […] Musisz mieć solidne argumenty, by ośmielić się to
zrobić” (s. 83), i Setraka, którego nieustanną towarzyszką i przyjaciółką była
Śmierć, a także pozostałych mędrców, każdego z nich z jego osobistą historią.
Chciałoby się udać na targ, odwiedzać kolonialne sklepy i spotkać Żydów
handlujących najważniejszym towarem – czasem.
Czytając te opisy, wsłuchując się
w kolejne mądre słowa prawdziwie mądrych ludzi, odczuwałam ten specyficzny rodzaj
nostalgii i smutku, który towarzyszy mi w momentach wielkiego piękna łączącego
się z bólem. Gdyż bólu w Księdze szeptów jest niemało.
Losy wszystkich
bohaterów powieści, a każda z pojawiających się na jej kartach postaci
zasługuje na uwagę, nie działy się w nieistniejącej krainie z dawnych pięknych
lat. Za ich życiem stała bowiem groźna i straszna historia XX stulecia. Druga
wojna światowa i okupacja, komunistyczny reżim i przede wszystkim to od czego
zaczęły się rumuńskie losy rodziny autora – ludobójstwo Ormian, którego setną
rocznicę obchodzono w tym roku. Każde z tych tragicznych wydarzeń w dziejach
świata odbiło się równie tragicznie na losach jednostek. Vosganian dorastał i
uczył się życia w czasach, gdy o wielu rzeczach, o prawdzie nie wolno było
mówić głośno, obowiązywał szept. Autor gromadził ten szept, z którego potem
powstała Księga. A o czym szeptano? O Stalinie i zsyłkach na
Sybir, o więzieniach, o brutalnych przesłuchaniach, o krwawych okupacjach, o zabójstwie
prezydenta Kennedy’ego szeptano w krypcie. Szeptu jest tu co niemiara, za
każdym razem coraz bardziej bolesnego, rozdzierającego serce. I zmuszającego do
pytań i rozmyślań nad losem bliskich mi osób, zwłaszcza że historia Hartina
Fringhiana jest bliska rumuńskim losom pewnej części mojej rodziny.
Napisałam
wcześniej, że dla tej książki potrzebowałam czasu i wielkiego skupienia. Od
jednego rozdziału nie mogłam się jednak oderwać, doczytując go już przy słabym
świetle pociągowego wagonu. W tym miejscu muszę się przyznać, że od pewnego
czasu staram się unikać książek dotykających czasów wojny, Holocaustu, komunistycznych
zbrodni, gdyż wydaje mi się, że przyjęłam już tak wielką dawkę okropności tamtych
czasów, że już więcej nie dam rady. Dlatego sama się sobie dziwiłam, że
rozdział, który nie pozwolił mi na odłożenie książki, dotyczył ormiańskiego
marszu śmierci. Marszu przesz siedem kręgów, w których jedyną pewną rzeczą była
śmierć, w każdym kolejnym coraz straszniejsza. Był to marsz przez śmierć i ku
śmierci, nie przewidywano bowiem dla prowadzonych Ormian innego losu. Czytanie
o każdym kolejnym kręgu bolało coraz bardziej, coraz straszliwsze opisy masakry
i odchodzenia sprawiały, że chciało mi się krzyczeć. Śmierć każdego człowieka
niesie ból, niewinnych osób skazanych na śmierć najbardziej, ale nie ma chyba
niczego tak przerażającego jak śmierć masowa, ludobójstwo, gdzie nie ma miejsca
dla człowieka, pozostają tylko, jeśli już, zbiorowe mogiły. I w tym miejscu mogę tylko za
autorem powtórzyć: „Masowe groby są najbardziej zawinioną częścią historii” (s.
304).
Księga szeptów dotyka najboleśniejszych i
najstraszliwszych momentów historii. Jest opowieścią o śmierci i zemście,
której symbolem jest mały drewniany konik – zabawka autora. Ale nie ma w niej
krzyku, nie ma języka nienawiści, nie ma epatowania brutalnością mimo opisów jakże
niewyobrażalnych zbrodni. W tej książce – i w tym tkwi jej wielka siła –
naprawdę dominuje szept. Autor szepcze tak, jak szeptali jego przodkowie.
Szepcze o sprawach najważniejszych i o codzienności, za każdym razem robi to
poruszająco. Nie ucieka się do wielkich słów, jego język jest niesamowicie subtelny, powolny, zmusza do uwagi i skupienia.
Napisać jeszcze trzeba o samym wydaniu książki. Nie dość, że tak pięknej, estetycznej i skromnej okładki już dawno nie widziałam (brawa dla Justyny Boguś), to jeszcze do tego świetne tłumaczenie Joanny Kornaś-Warwas i merytoryczne opracowanie Andrzeja Pisowicza. Tak przygotowanych książek życzę sobie i innym czytelnikom jak najwięcej. Brawa dla Książkowych Klimatów.
Księgę szeptów czytać
trzeba! Tak, trzeba, ze względu na pamięć o straszliwym ludobójstwie, o którym
w zasadzie mówi się tak niewiele, ze względu na pamięć o krwawych plamach
historii, ale także ze względu na wielkie wzruszenie i wielkie piękno. Bo
gdybym miała wybrać jedno słowo opisujące książkę Varujana Vosganiana to
wybrałabym właśnie wzruszenie. A jak coś wzrusza tak jak ta powieść, to nie ma
wyjścia, musi to być po prostu piękne.
Za książkę serdecznie dziękuję panu Krzysztofowi Cieślikowi i wydawnictwu Książkowe Klimaty.
Zdjęcie okładki ze strony wydawnictwa.
Za książkę serdecznie dziękuję panu Krzysztofowi Cieślikowi i wydawnictwu Książkowe Klimaty.
Zdjęcie okładki ze strony wydawnictwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz