
Te krótkie teksty doskonale ukazują talent Jerzego Pilcha nie tylko do obserwacji rzeczywistości i dostrzegania jej najmniejszych szczegółów, ale także do jej szczególnego, diablo inteligentnego i trafnego opisywania. Co więcej, teksty, które ukazały się (głównie) na łamach "Tygodnika Powszechnego" kilkanaście lat temu, do dziś zachowują świeżość i nie tracą na aktualności. Weźmy chociażby Dawnych fałszywych proroków:
Dawni fałszywi prorocy to byli - trzeba powiedzieć - święci ludzie. Obiecywali koniec świata, i tyle. Krzywdy specjalnej nikomu nie robili; kto chciał, wierzył, kto chciał, nie wierzył. Po dobrym poczęstunku barwnie opisywali nadejście Królestwa Sprawiedliwych, ale ich bajania nie miały wiele wspólnego z tzw. praniem mózgów. Ich gawędy nie miały też na celu poddania słuchaczy profesjonalnej obróbce psychologicznej. [...]. Nie szło im o władzę, nie szło im o zniewolenie, nie szło im o panowanie nad tłumem, nie szło i zaspokojenie niejasnych instynktów (ibidem, s. 11, 12).
Ten sam tekst mógłby zostać napisany teraz i byłby jak najbardziej na miejscu. Nie będę się tu bawić w prawienie kazań i moralizowanie, ale stanowi on świetne wyjście do analizy zachowania naszych najróżniejszego rodzaju współczesnych fałszywych proroków.
W swoich felietonach Pilch odsłania mniejsze i większe ludzkie przywary. A że pisze o ludziach znanych z tym większym (bądźmy szczerzy) zainteresowaniem się je czyta. Brak dystansu do słowa pisanego i do samego siebie Daniela Passenta (przyznam, że byłam troszkę zaskoczona) i Ludwika Stommy ujawniły dwa świetnie napisane teksty z "Tygodnika Powszechnego" . W pierwszym z nich - Pępek felietonisty, Jerzy Pilch ośmieliła się wyrazić swoją opinię na temat nowej szaty graficznej "Polityki", a polegającej między innymi na likwidacji ostatniej strony, na której dotąd ukazywały się teksty wyżej wspomnianych felietonistów i przeniesieniu ich "gdzieś pod koniec (ale nie na końcu) składu [...] - myślałem sobie - nie będzie już zaczynających się od ostatniej strony "Polityki", a prowadzących nie wiadomo dokąd sporów" (ibidem, s. 48). Przy okazji oberwało się Passentowi za jeden tekst, w którym: "zagubiony felietonista funduje skonfundowanym kolegom i czytelnikom jakiś napisany nowomową, zupełnie nieśmieszny raport, który ma rzekomo udowodnić, że nowomowa nie istnieje" (ibidem, s. 49). I Stomma i Passent wzięli sobie bardzo do serca uwagi Pilcha, gdyż obaj na Pępek felietonisty zareagowali w sposób, który dał podstawę do tekstu Babina z Peerelu. I tu znowu najbardziej oberwał Passent, zresztą sam sobie winien. Szczerze oburzony tym, co Pilch ośmielił się napisać, felietonista "Polityki" odpowiedział bardzo poważnie i w sposób, który ujawnia całkowity brak dystansu do swojej osoby. Pomijając przytoczenia badań ankietowych na temat czytelnictwa jego felietonów, Passent zarzuca pisarzowi z Wisły, że nie liczy się z demokratycznymi regułami gry, reaguje tak, jakby Pilch postulował o jego wyrzucenie z "Polityki". I tu pada całkowicie zachwycająca i rozbrajająca mnie odpowiedź:
Powiem szczerze i z ręką na sercu: ja nie chcę Passenta z "Polityki", ja sobie robie z Passenta zwyczajne jaja. Ja sobie robię z Passenta jaja, na co on reaguje przytaczaniem danych o sobie opracowanych przez Uniwersytet Jagielloński i ośrodek Gallupa! Naprawdę: mój tekst nie był notatką redaktora sporządzaną na użytek wydziału prasy Komitetu Centralnego. Wstyd powiedzieć: mój tekst był konstrukcją literacką (ibidem, s. 52).
Na zarzut Passenta, że Pilch bierze się za redagowanie "Polityki", ten odpowiada:
Otóż ja nie redaguję "Polityki". Ja piszę o "Polityce". A kto mi dał prawo pisania o "Polityce"? Otóż wolność i demokracja dały mi takie prawo. Wy, redaktorze Passent, po staremu sądzicie, że ja was zwalczam, a ja nie walczę, ja gram i stosuję w dodatku demokratyczne reguły gry (ibidem, s. 54).
Mogłabym tak cytować i cytować Pilcha, bo każdy fragment, każde zdanie jest celną i inteligentną ripostą. Nie mogę się jednak powstrzymać. Pod koniec felietonu Pilch daje spokój biednemu Passentowi i odpowiada Stommie, który domaga się od niego jako katolika miłosierdzia:
Otóż ja jestem luter, i to spod Cieszyna, i pastwię się nad Stommą z lutersko-cieszyńską zajadłością. "Brzydką jest rzeczą, redaktorze Pilch, opluwać słabszych, głupszych i niedorozwiniętych" - powiada Stomma. Tak jest. Godzę się z tym, boleję nad tym, próbowałem nawet daremnie walczyć z tą przypadłością, ale to jest silniejsze ode mnie. Ja po prostu muszę od czasu do czasu boleśnie walnąć słabszego (ibidem, s. 55).
Nie mam umiaru, gdy myślę i jak widać, gdy piszę o Pilchu. Niestety, forma posta mnie stanowczo ogranicza. A tym bardziej fakt, że mam nadzieję, że zostanie on przeczytany i jego długość nie odstraszy (a jak głoszą badania w dzisiejszych czasach trudno sie skupić nad dłuższym tekstem). Dlatego z bólem duszy zrezygnuję z pochylania się nad każdym tekstem zamieszczonym w Tezach i wielkim skrócie podam, co jeszcze można w nich znaleźć. Na pewno świetny teksy Pochwała kłamstwa, w którym Pilch genialnie i prosto tłumaczy, dlaczego Pan Bóg nie zamieścił w dekalogu przykazania "Nie kłam". Fajne i dowcipne felietony o pierwszej striptizerce, sukni Claudii Schiffer, która mogła sie przyczynić do zagłady świata, istotach nie z tej ziemi - modelkach.
W Arcy-Romansie zachwyca się Pilch nad Miłością w czasach zarazy Marqueza. A raczej nie tyle nad samą powieścią, ile nad technikami narracyjnymi stosowanymi przez Kolumbijczyka. Prześmiewczo analizuje wynurzenia Tomasza Jastruna na temat jego życia erotycznego. Fascynuje się kunsztem Josifa Brodskiego.
W Tezach pojawiają się także mocniejsze i poważniejsze. Trzy krótkie teksty poświęcone osobie Mao Zedonga mogłyby posłużyć przy analizie wpływu totalitaryzmu na ludzkie życie. Gorzkie są teksty o alkoholu, ale nie ma w nich moralizatorstwa. Jednym z najbardziej przejmujących dla mnie był Półtrup Wieniedikta Jerofiejewa, w którym Pilch krytykuje film ukazujący rosyjskiego pisarza kilka tygodni przed śmiercią, a także teksy o śmierci Pyjasa i Pietraszki. Znalazły się tu również czułe teksty-pożegnania poświęcone Czyczowi i Pszonowi.
Żeby jednak nie kończyć posta przygnębiającą tematyką, chciałam odwołać się do teksu Jej pierwszy chłopak (o pierwszej poważnej miłości Jolanty Kwaśniewskiej) i zamieścić ogłoszenie w rodzaju matrymonialnych. Otóż, panie Pilchu, ja się uważam wciąż za młode pokolenie i ja mówię, że jak się pojawi chłopię, który zechce Mannowy srebrny ołówek wyjąć i zacznie podawać, tak żebym brała, nie odbierając, to ja szczerze i w zachwycie go wezmę, nie odbierając.