poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Uroki Katherine Mansfield


Do zapoznania się z twórczością Katherine Mansfield zachęciła mnie wpisem na blogu Naia. Zaczęłam od niesamowitego Dziennika ("Czytelnik", Warszawa 1963) pisarki, który urzekł mnie prostotą i w moim odczuciu szczerością, które nadały całości świeżości i prawdziwych emocji. I mimo tego że nie jest to łatwa lektura, gdyż w większości tyczy się problemów zdrowotnych pisarki i niemożności pisania, to jednak tchnie jakąś niezwykłą radością, wynikającą, tak sądzę, właśnie z autentyczności przeżyć (której nie ujmują mi nawet informacje, że Mansfield przeredagowywała swoje niektóre wpisy).  Ponieważ jednak nie czuję się na tyle pewnie by pisać o  Dzienniku, przejdę do kolejnej książki pisarki - tomiku Jej pierwszy bal ("Książka i Wiedza", Warszawa 1980).

Od razu przyznam się, że jakoś podświadomie (byś może spowodowała to uśmiechnięta piękna buzia na okładce) spodziewałam się opowiadań pełnych radości, szczęścia i beztroski. Już po pierwszym z nich (Państwo Gołębiowie) zrozumiałam, że czeka mnie coś zupełnie innego. Przede wszystkim dominującym uczuciem w opowiadaniach jest niepewność. Niemal każdy z bohaterów czegoś się lęka, czeka na coś jak na wyrok - Reggie z pierwszego opowiadania oświadczający się ukochanej, William powracający na sobotę i niedzielę do domu pełnego nowych przyjaciół  żony (Małżeństwo a la mode), oczekujący na żonę Hammond (Obcy) czy też Leila z tytułowego opowiadania, która pierwszy raz ma wziąć udział w prawdziwych balu, a piękna bohaterka Podlotka wręcz mówi o tym, jak bardzo lubi czekać.  Może to wynikać z pomieszania lęku przed przyszłością z nadzieją. To uczucie ekscytacji, gdy bardzo się na coś oczekuje, a jednocześnie odczuwa się strach przed rozczarowaniem. To dlatego bohaterowie opowiadań są głównie młodymi ludźmi - starzy w większości są już przygotowani na to, że nie należy pokładać wielkiej nadziei  w przyszłości.

Nie mogę jednak stwierdzić, że każdego z bohaterów opowiadań czeka gorzkie rozczarowanie. Bohaterkę Lekcji śpiewu (jedno z lepszych opowiadań w tomie), przez większość czasu miotaną przez rozpacz wynikającą z porzucenia, spotka radosna wiadomość, Leila też, mimo rozterek wywołanych przez starego partnera tanecznego, poczuje się prawdziwe szczęśliwa, a Reggie dostanie swoją szansę.

Co jeszcze łączy bohaterów wykreowanych przez Mansfield, to fakt, że bywają szalenie irytujący. Miałam wielką ochotę trzepną przez łeb napuszoną i kapryśną bohaterkę Podlotka, Izabellę, żonę Williama z Małżeństwa a la mode, która świadoma, że jej rodzina może się rozpaść, nie mogła podjąć decyzji, ulegając wpływom modnych, ale głupiutkich znajomych, a także nadskakującego i zaborczego Hammonda z Obcego. Fakt, że byli tak irytujący świadczy na korzyść pisarki, gdyż te cechy czynią je prawdziwie ludzkimi, może szkoda, że w tak negatywny sposób.
 
Katherine Mansfield w kilku opowiadaniach pokazała jak dobrą była obserwatorką i jak zna się na ludziach i ich psychice. Z równie dobrych skutkiem podglądała otaczającą ją rzeczywistość. Szczególnie w Pannie Brill widać jej zamiłowanie do szczegółów, dokładne opisy, dostrzeganie rzeczy, które większości ludzi wydają się błahe i nic nieznaczące. Co jeszcze ważne, to język Mansfield - prosty, lekki, bez zbędnych ozdobników i eksperymentów, w sam raz by oddać sedno tego, o czym pisze, a jednocześnie kunsztowny i przemyślany. 


Ta słabo znana u nas pisarka zasługuje na to, by o niej pisać, a przede wszystkim by ją czytać.

6 komentarzy:

  1. Ostatnio jakoś przez przypadek trafiłam w księgarni na tą książkę :)
    Wcześniej również czytałam recenzję u nainy i postanowiłam, że muszę przeczytać :)
    Nadal wielu ciekawych pozycji nie zostało wydanych w języku polskim, więc, gdy trafi się jakaś perełka staram się ją możliwie jak najszybciej poznawać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Okazuje się Biedronko, że takich perełek jest całkiem sporo, co z jednej strony smuci, że gdzieś zaginęły, ale z drugiej cieszy, że sporo przyjemności przed nami :.

    OdpowiedzUsuń
  3. Powtórzę się - bardzo, bardzo się cieszę, że udało mi się zarazić Cię Mansfield :) I że zdajesz sobie sprawę, że poświęca się jej u nas zdecydowanie mniej uwagi, niż na to zasługuje! Najbardziej zachwyca mnie u niej właśnie ta lekkość, o której piszesz - niezwykła, biorąc pod uwagę, że utwory Katherine rodziły się w takich mękach i zwątpieniu, między jednym a drugim atakiem choroby. Pozostaje mi polecić Ci jeszcze "Upojenie" - a tam też sporo irytujących kreatur :) Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  4. Udało Ci się Naiu, i to jak! A dobrą literaturę promować należy, więc jak kogoś też zachęcę do Mansfield to będę się cieszyć.
    Właśnie, nie czuć w tych opowiadaniach, żeby powstawały z jakimś wielkim trudem, nie ma też w nich goryczy wynikającej z choroby autorki, co świadczy o jej zdolnościach pisarskich. Mimo wszystko umiała oddzielić poważne problemy życiowe od twórczości.
    Po "Upojenie" na pewno sięgnę, ale top pewnie za jakiś czas, bo na razie czekają na mnie "Listy" Mansfield :) To musi być gratka.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. I tak się składa, że i mnie Naia zaraziła i przeczytałam "Dziennik" oraz "Jej pierwszy bal", a wrażeniami podzieliłam się na swoim blogu. Zgodzę się z Tobą, że Katherine była świetną obserwatorką, ale nie tylko ludzi potrafiła dobrze zlustrować, ale naturę opisywała równie pięknie. Opisy morza w "Dzienniku" należą do moich ulubionych :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Racja Kasiu. Mansfield ma niezwykły zmysł obserwatora i najlepsze jest to, że nawet najbardziej błahe rzeczy może opisać w niezwykły sposób.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń