Wesela w domu to pierwsza z autobiograficznych książek Bohumila Hrabala. Pisarz oddał w niej głos swojej żonie Elišce, zwanej Pipsi, która w pierwszoosobowej narracji w uroczy sposób przedstawiła swoje perypetie.

jeśli będziesz pokazywać się ludziom jak pyza kartoflana, to będą odnosić się do Ciebie jak do pyzy, pamiętaj dziecko, staraj się przedstawiać siebie jak tort paryski, a ludzie będą Cię traktowali jak paryski tort z kremem... (B. Hrabal, Wesela w domu, Warszawa 1989, s. 18).
Ten króciutki pozorny list odmienił życie Pipsi. Dziewczyna kupiła koralowe pantofelki na wysokich obcasach i modną sukienkę (przebrała się od razu w sklepie, a stare łachmany wyrzuciła), poszła do fryzjera i kazała sobie zrobić taką fryzurę, jaką noszą koszykarki i dziewczyny z poprawczaka, kupiła szminkę i cienie do oczu i przypadkiem lub nie skierowała swoje kroki (w czerwonych pantofelkach) do doktora praw (nieobecnego duchem, wyprawiającego z kolegami artystami suto zakrapiane wesela w domu, pisarza i wielkiego marzyciela), którego poznała przypadkiem, gdy odwiedziła znajomych i tak zaczęła się rozwijać ich wspólna historia. Następnie doktor przyszedł do niej do pracy z pękiem róż, a było to akurat w dzień świniobicia i szef kuchni Bauman przepowiedział jej rychłe zamążpójście i koniec kłopotów. Nie będę tu opisywać wszystkich perypetii pary, aby nie odbierać wam przyjemności, ale romans i wspólne życie Pipsi i doktora zaczął się rozwijać szybko, intensywnie i nadzwyczaj uroczo.
Opis ich perypetii miłosnych to w wykonaniu Hrabala prawdziwe mistrzostwo. Pisarz nie silił się tu na jakieś językowe wzniosłości. Historia jest opowiedziana tak, jak opowiedziałaby ją młoda, zakochana dziewczyna: prosto, wzruszająco i pięknie. Jedną z piękniejszych dla mnie scen, była ta, w której doktor Pipsi, a następnie ona jemu, obmywał nogi, przygotowując ją do tego rytuału z taką czułością, jakby szykował ją na miłosną noc. Nie da się w tym miejscu uciec od biblijnych konotacji. Być może popełnię nadinterpretację, ale w tej scenie widoczne jest wielkie oddanie, wzajemne upokorzenie i wielka miłość tych dwojga.
Ale Wesela w domu to nie tylko historia romansu Pipsi i doktora. To książka o pamięci, przeszłości, czasie utraconym. Niemal każdy z bohaterów z utęsknieniem wspomina świat, który przeminął wraz z wojną i sowieckim reżimem. Pipsi nie tylko straciła wspaniały dom, ale też ze względu na pochodzenie została rozdzielona z rodzicami. Doktor często wspominał swoje radosne, beztroskie młode lata wolności, a wuj Pipin, którego dziewczynki wypożyczały, aby udzielił im prelekcji na temat higieny narządów płciowych, żył nieustannym wspomnieniem austriackiej potęgi, czym chcąc nie chcąc mógł narazić rodzinę na wielkie niebezpieczeństwo. Tęsknota za tym, co nieodwracalnie przeminęło wyziera tu niemal z każdej strony, nie jest jednak nachalna, lecz bardzo moim zdaniem subtelna.
Kiedyś czeska proza to był dla mnie przede wszystkim Milan Kundera, którego książki czytałam zawsze z wielkim przejęciem i było to czytanie pełnie przeżycia i bólu. Hrabal był gdzieś z boku, mimo że Postrzyżyny i Obsługiwałem angielskiego króla czytałam z wielką przyjemnością. Wesela w domu z pewnością wpłyną na to, że po jego prozę będę sięgać często i dużo. Byłam tu zachwycona każdym niemal zdaniem, każdym wydarzeniem, nawet najbardziej zwyczajnym. Bohaterowie stworzeni przez Hrabala to prawdziwie fascynujący ludzie, których chciałoby się poznać osobiście, z którymi chciałoby się żyć. Czy to niezwykle zachwycająca i odważna Pipsi, doktor-marzyciel, kochająca czystość pani w łososiowym staniku i takich samych majtkach, wujek Pipin, czy wreszcie pojawiająca się epizodycznie pani Slavickova i jej wielkie majtasy. Mogłabym wymieniać i wymieniać postaci, które mnie zauroczyły.
Cieszę się ogromnie, że w bibliotece sięgnęłam po tę cieniutką książeczkę, o tak fatalnie małym kroju pisma, że w pierwszej chwili chciałam rezygnować. Cieszę się, bo odkrywam, że czeskie pisarstwo to nie tylko kunderowski ból i zagubienie, ale również hrabalowska subtelność i dostrzeganie rzeczy pięknych w codzienności.