sobota, 13 listopada 2010

Nobody's home...


Bycie pisarzem ma także pewną zaletę: można marudzić publicznie, co więcej, czasem jakaś gazeta zaproponuje pisarzowi trochę miejsca i skromne honorarium za marudzenie. To miejsce nazywa się kolumną felietonów” (D. Ugrešić, Nikogo nie ma w domu, Wydawnictwo Znak, Kraków 2008, s. 414).

Takie publiczne marudzenie uprawia Dubravka Ugrešić w cytowanym zbiorze swoich tekstów. Nikogo nie ma w domu składa się z 5 części, w których znalazły się krótsze i dłuższe refleksje autorki dotyczące codziennego życia, literatury, problemów społecznych i politycznych, a wszystkie łączą rozważania na temat tożsamości, własnego miejsca w świecie  oraz była Jugosławia i inne kraje postkomunistyczne. Ugrešić z przyczyn politycznych musiała opuścić Chorwację (a właściwie Jugosławię, gdyż pisarka przez wiele lat żyła w tym państwie komunistycznym i dopiero po jego rozpadzie wcisnęli jej, jak pisze, chorwacki paszport) i od 1993 r. mieszkała w Holandii i Stanach Zjednoczonych. Podróżniczy tryb życia, liczne przeprowadzki, ludzie stały się podstawą krótkich felietonów zamieszczonych w Części I. Ugrešić pisze w nich o swoim życiu na walizkach, licznych spostrzeżeniach, o tym, dlaczego nie ma ogrodu i kiedy kupić domek dla ptaków. Oprócz luźniejszych tematycznie tekstów znajdują się jednak te tyczące się tożsamości, stereotypów, starości lub też przemocy wśród młodzieży. Trzeba jednak zaznaczyć, że pisarka nie moralizuje, nie poucza, tylko przedstawia swój punkt widzenia w sposób inteligentny, dowcipny, ale i złośliwy.

Część II składa się z trzech dłuższych tekstów: Europa, Europa, Amsterdam i USA nails. Pierwszy powstał podczas podróży Literaturexpressem Europa 2000, w której wzięli udział pisarze z 43 krajów, odwiedzając 18 europejskich miast. Zawiera spostrzeżenia pisarki z samej podróży pociągiem, obserwacje tyczące się jej współtowarzyszy oraz niezwykle ciekawe refleksje na temat odwiedzanych miast. Szczególne miejsce zajmuje tu Malbork, a właściwie hotel, w którym pisarze nocowali. To w tym miejscu, wśród popielniczki z kutego żelaza, fikusów, stoliczka z lnianym obrusem i spłuczki na metalowym łańcuszku Ugrešić poczuła się jak w domu z jugosłowiańskiego dzieciństwa. To, czego zabrakło w jej rodzinnym kraju, znalazła w nowym tysiącleciu w historycznym mieście Polski, które, jeszcze wtedy, nie poddało się zachodniej okupacji europejskiej.
Amsterdam to zbiór obrazków z życia w stolicy Holandii, miłości Holendrów do wszelkich miniatur, barwnego targu, karnawału, ale także opis holenderskiej mentalności i sposobu życia.
Tekst o Stanach Zjednoczonych to wizja tego kraju po 11 września, ale zamiast rozważań nad terroryzmem i o tym, jak żyć po zamachu autorka skupia się na nowej obsesji Amerykanów – na pielęgnacji paznokci. Jednak z ten pozornie błahy temat, Ugrešić  zdołała przekształcić w spostrzeżenia o mniejszościach narodowych żyjących w USA.

Najciekawsza pod względem tematycznym okazała się dla mnie Część III książki, dotycząca głównie literatury europejskiej. Ugrešić rozpoczyna od dość odważnego porównania europejskiego życia literackiego do konkursu Eurowizji. Podobnym, jej zdaniem, show jest transmisja z przyznania Nagrody Bookera.  Co może być wspólnego dla tych pozornie całkiem różnych imprez? Jak się okazuje, całkiem wiele elementów. Autorka wspomina m.in. o spektakularności wykonania, polityce, skandalach, ale przede wszystkim o otoczce medialnej, a podziękowania pisarzy porównuje do tychże wypowiadanych przez popowych piosenkarzy (ibidem, s. 187-188). Dalej robi się poważniej i Ugrešić przechodzi do zagadnienia związanego z przynależnością narodową pisarzy. Zamiłowanie ludzi do doklejania etykietek jest widoczne w każdej dziedzinie, również w literaturze. Często nie ma z tym większego problemu, mamy do czynienia z literaturą polską, niemiecką, turecką, japońską itd. Jednak, co zrobić z literaturą powstałą w kraju, którego już nie ma? Po rozpadzie Jugosławii doszło do taki paradoksów, że Ivo Andrić „wedle narodowości stał się pisarzem chorwackim, wedle miejsca zamieszkania – serbskim, i wedle poruszanej tematyki – bośniackim” (ibidem, przypis na s. 192). W przypadku wielu pisarzy ważniejsze od tego jak piszą staje się to skąd pochodzą. Bez względu na to, co Ugrešić napisze zawsze będzie rozpoznawana jako pisarka chorwacka, nie ważne, że od lat żyje w innym kraju. O swojej wrażliwości na punkcie etykietek pisze tak:

Czemu [jest przewrażliwiona – dopisek mój]? Bo w codziennej recepcji okazuje się, że identyfikacja bagażu obciąża tekst literacki. Bo okazuje się też, że identyfikacja wpisana w etykietkę zmienia istotę tekstu literackiego i jego sens. Bo identyfikacyjna etykietka jest skróconą interpretacją tekstu, co z reguły ukrywa. Bo identyfikacyjna etykietka otwiera przestrzeń pozwalającą odczytać coś, czego w tekście nie ma. I wreszcie dlatego, że jest dyskryminująca – dyskryminująca bezpośrednio dla samego tekstu. Zgoda na identyfikację oznacza poparcie dla idei, że również literatura stanowi domenę geopolityczną, co pewnie bliższe jest rzeczywistości, ale nie do mnie należy wspieranie każdej „rzeczywistości” tylko dlatego, że to „rzeczywistość” (ibidem, s. 193).
Wszystko to prowadzi do nacjonalizacji literatury, czego symbolem może być popularne w Chorwacji hasło „Czytajmy to, co chorwackie”. Stanowi również ograniczenia dla pisarzy, którzy piszą w języku ojczystym, żyjąc w odrębnej kulturze, dla tych, którzy piszą w języku kraju, w którym się znaleźli, dla tych, którzy mieszają języki i wreszcie dla tych, którzy nie piszą o kulturze, z której się wywodzą (a zdaniem wielu powinni).

Części IV i V dotyczą przede wszystkim emigrantów z Europy Wschodniej, ich życia na Zachodzie. Autorka, ze szczególną czułością, pisze tu o fenomenie polskiego hydraulika, który stał się pierwszą ofiarą zjednoczonej Europy.
W tych częściach pojawiają się poważne teksty dotyczące chorwackiej (i nie tylko) polityki, przeinaczania historii, wymazywania okresu komunizmu, przez co wojennych działaczy antyfaszystowskich zrównywało się razem ze zbrodniarzami. Znajdziemy tu również teksty poruszające problematykę dyskryminacji, handlu kobietami i komunistycznych więzień.

Teksty zawarte w Nikogo nie ma w domu powstawały w okresie 10 lat, dla różnych gazet (w tym dla „Gazety Wyborczej”) i na różnych etapach życia Ugrešić. Nie może więc dziwić ich różnorodność i nierówności. Za każdym razem jednak stanowią dużą rozrywkę, gdyż  autorka o sprawach zarówno błahych, jak i poważnych, pisze bezkompromisowo, zachowując jednocześnie poczucie humoru. Rzeczywiście, jak sama napisała, Ugrešić marudzi. Ale marudzi w tak ujmujący sposób, że nawet niezgadzając się z nią, w niektórych sprawach miałam wielką przyjemność z tej lektury.

2 komentarze:

  1. tez to mam.
    polecam Ci jeszcze opowiadania "Baba Jaga zniosła jajo": http://wyborcza.pl/1,75517,2419044.html

    OdpowiedzUsuń