poniedziałek, 19 lipca 2010

Miłosz o dorastaniu

Myśląc o książce, której czytanie sprawiło mi prawdziwą przyjemność i wprawiało w niemal sielankowy nastrój, do głowy przychodzi mi między innymi urocza [sic!] Dolina Issy Czesława Miłosza. Dolina niemal jak ogród rajski, nawet diabły swoje własne posiada, tyle, że nie pod postacią gada na drzewie. Posiada także swojego Adama – młodego Tomasza Dilbina, który zdobywa w niej wiedzę o życiu, o sobie, o budowaniu własnej tożsamości. Przebywa u dziadków na Litwie, rodzice, nie mogąc przekroczyć granicy, zostali w Polsce. Pozostawiony niemal sam sobie, wychowywany na łonie przyrody (zachwycające w swej prostocie opisy litewskiej krainy to jeden z atutów książki), szybko staje się samodzielny i przechodzi inicjację z wieku cielęcego, pełnego słodkiej nieświadomości, w okres początkującej dorosłości. Dolina Issy wydaje się być idealnym miejscem na dojrzewanie. Różnorodność kulturowa, obcowanie z naturą wpływa pozytywnie na proces dorastania bohatera. Podobnie, jak dziadek Surkont, fascynuje się botaniką i z rozkoszą odkrywa tajemnice roślin. Spotyka ludzi przepełnionych dobrocią, ale także styka się z złem. Poznaje wreszcie naturę Litwinów, dzielących się na tych, którzy cenią równość i tolerancję (reprezentuje ich Czarny), jak i upartych narodowców, którzy chętnie przepędziliby wszystkich obcych z „ich” ziemi (Wackonis).

Dorastający Tomasz, jak niemal każdy w tym wieku, poszukuje autorytetów i początkowo, również, jak wielu z nas, szuka ich na zewnątrz. Z zachwytem obserwuje Romualda Łukowskiego, polskiego szlachcica, który romansuje z ciotką Tomasza – Heleną, a później wiąże się ze swoją służącą Barbarą. Prawdziwym autorytetem zostaje jednak jego dziadek, który „wpuszcza” go do swej biblioteki i poprzez kontakt z książkami pomaga mu odnaleźć siebie samego. Chłopiec odkrywa, że jego życie zostało ukształtowane przez jego przodków, co jednocześnie zmusza go do rozmyślań nad tym, kim by był, gdyby losy jego rodziny potoczyły się inaczej.
Przeżywa także rozkoszne chwile z dziewczyną z okolicy. Zupełnie niewinne, a jednak przepełnione erotyką, o których narrator mówi, że „było słodko”.

Tomasz wkrótce opuści dolinę, w której spędził chyba najlepsze lata i wraz z ukochaną matką wróci do wyzwolonej ojczyzny. Tym samym zamknięty zostanie jeden z etapów w jego życiu, a wspomnienie o nim będzie wspomnieniem o cudownej krainie, o boskim ogrodzie.
Choć Tomasz jest postacią pierwszoplanową i wokół niego kręci się akcja, to głównym bohaterem książki jest sama dolina i wszyscy zamieszkujący ją ludzie. Nie braknie nam interesujących postaci. Dolina ma swojego szaleńca – Baltazara, ma także swojego ducha – piękną Magdalenę, która z miłości do księdza popełnia samobójstwo i starszy we wsi.

Na uwagę zasługuje także sposób narracji. Autor wykorzystał swoje młodzieńcze doświadczenia i przeniósł je na papier w formie kroniki-eseju. 3-osobowa narracja, styl niemal informacyjny, co z pozoru wyglądać może dość sucho. Jednak Miłoszowi idealnie udało się połączenie takiego stylu z opisem mitycznej, baśniowej krainy. Dzięki temu powstała piękna opowieść o dorastaniu przeznaczona dla wszystkich wrażliwych na magię słowa.

3 komentarze:

  1. Treść książki przedstawiona jest wzorowo. Brakuje mi jedynie opinii autorki o przeczytanym utworze.
    Właściwie traktuje o tym tylko jedno jedyne zdanie tekstu: "...piękna opowieść o dorastaniu przeznaczona dla wszystkich wrażliwych na magię Chciałoby się więcej :)

    PS. Widzę, że jest to pierwszy wpis (i chyba pierwszy komentarz :) ) na tym blogu (ładny tutuł - Café littéraire).
    Życzę więc autorce wszelkiej pomyślności na nowej drodze (blogowego) życia :)

    Logos Amicus
    http://wizjalokalna.wordpress.com

    OdpowiedzUsuń
  2. :) Dziękuję za pierwszy komentarz.

    Tekst o "Dolinie..." powstał już jakiś czas temu i przed wstawieniem go tu właściwie go nie zmieniałam. Następne teksty będą (mam nadzieję) coraz lepsze.

    Nad tytułem bloga trochę główkowałam, zanim znalazłam obecny. Cieszę się, że się podoba.

    Dzięki za dobre życzenia i zapraszam ponownie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyłączam się do życzeń Logosa (Logosu?). Tak. Ale przy blogowaniu trochę tak jak przy pisaniu trzeba znaleźć własny głos, z którym jest nam wygodnie blogować. I ten głos, przynajmniej u mnie tak jest i musiałem się z tym pogodzić, to jest głos, który nie wymaga ode mnie maksymalnego wysiłku i to, co on mówi, to nie jestem ja w swoim najlepszym wydaniu. Z jednej strony przykro, ale jak blog wymaga od ciebie zbyt dużo uwagi i skupienia to chyba też nie jest dobrze. I tego głosu nie da się znaleźć w kilka dni, dlatego przede wszystkim życzę wytrwałości.

    OdpowiedzUsuń