Choć od mojego
wakacyjnego urlopu minęło już kilka tygodni, wciąż zdarza mi się wracać myślami
do tego pełnego lenistwa i relaksu czasu. Pierwsze miejsce w tych wspomnieniach
zajmuje oczywiście wypad nad Bałtyk (było wspaniale, a plaga parawanów zupełnie
nie dotknęła plaży, na której się wylegiwałam), ale zaraz za nim są wspomnienia
lekturowe. A w zasadzie wspomnienie jednej lektury, ale za to niesamowicie
soczystej i nie tylko objętościowo bogatej Solfatary
Macieja Hena (Warszawa: W.A.B., 2015).

Ale może po
kolei. Głównym bohaterem powieści i zarazem jej narratorem jest sympatyczny
dziennikarz „Wiadomości Neapolitańskich”, pięćdziesięciokilkuletni Fortunato
Petrelli. Mieszka w Neapolu, para się wydawaniem swojej gazety, obserwowaniem
codzienności i wizytami u kurtyzan. I właśnie w drodze to ulubionego przybytku
rozkoszy staje się świadkiem wydarzeń dramatycznych i krwawych – mianowicie
wybuchu rewolucji, na której czele stanął szalony rybak Masaniello. Jak się
bardzo szybko okaże, rewolta będzie niesłychanie brutalna, pełna ofiar, a
pisanie o morzu krwi i stosach rozkładających się zwłok to stanowczo za mało. Każdej
nocy trwającego zrywu Petrelli będzie rzetelnie spisywał wydarzenia, których
był świadkiem mijającego dnia, a także swoje własne przygody, których będzie
miał co nie miara. Wspomnę tylko, że znajdzie się wśród nich poszukiwanie
uwielbianej kurtyzany, ratowanie pewnej księżniczki, pościgi, ucieczki i
spotkania z niezwykłymi ludźmi z jego przeszłości.
Ale to nie
wszystko. Oprócz relacji z bieżących wydarzeń, Fortunato będzie stopniowo
odkrywał przed czytelnikiem swoje własne losy od lat dziecięcych. I tu się dopiero
zaczyna zabawa, bo te wspomnienia stanowią najlepsze momenty powieści. Petrelli
w niesamowicie interesujący sposób, po
kawałku, będzie ujawniał historie ze swojego życia, prawdę dotyczącą jego
prawdziwych rodziców, blaski i cienie okresu dorastania, pierwsze miłości i
doświadczenia rozkoszy cielesnych. Oczywiście do tego pojawia się cała masa
barwnych, niesamowicie interesujących postaci, każda ze swoją historią, pasją i
namiętnościami. Bo namiętności tu rządzą ludźmi i rządzą powieścią. Nie ma mowy
o nudzie. Każda opowieść pełna jest soczystych kawałków. Czego tu nie ma –
miłości, zdrady, walki, niewyjaśnione śmierci, liczne tajemnice czekające na
wyjaśnienie. Och, dzieję się, dzieje. I naprawdę było mi żal, że książka ma
tylko 917 stron…
Poznając losy
Petrellego, jednocześnie mamy przyjemność poznać środowisko i ludzi, wśród
których żył. Najlepiej zobrazowani zostali tu różnej maści artyści – muzycy,
aktorzy, malarze, czyli najbliżsi przyjaciele bohatera. A że środowisko
artystyczne, to i ich przygody niebanalne, a portale plotkarskie, gdyby wtedy
istniały, miałby o czym pisać przez bardzo długi czas. I nie musiałyby wcale
ubarwiać rzeczywistości. Z tyloma intrygami, miłostkami, romansami już dawno
się nie spotkałam.
Do tego wszystkiego dołączyć trzeba przerażający obraz wspomnianej rewolucji i tego, jak łatwo dać się uwieść fałszywym prorokom, ale mimo to, nie robiłabym z Solfatary powieści z przesłaniem. To tylko zepsułoby jej urok.

Za egzemplarz
serdecznie dziękuję panu Grzegorzowi Lindenbergowi i wydawnictwu W.A.B.
Zdjęcie Solfatary: http://www.incampania.com/en/turismo.cfm?Menu_ID=175&Sub_ID=176&Info_ID=3863