Dorota Masłowska to moim zdaniem jedna z najciekawszych postaci
we współczesnej polskiej kulturze. Choć nie jestem fanką jej muzycznej
przygody, to literacko kręci mnie jak mało kto. A raczej kręci mnie to, co robi
z językiem polskim, jak się z nim bawi, jak buduje nim pokręcony obraz nas i
naszej rzeczywistości. Tak też zrobiła w sztuce Między nami dobrze jest (Warszawa: Lampa i Iskra Boża, 2015).
W jednopokojowym ciasnym
mieszkaniu, gdzie nieustannie słychać kanalizacyjne odgłosy i dźwięki miasta za
oknem, mieszkają one trzy: Osowiała staruszka na wózku inwalidzkim, Halina i
Mała Metalowa Dziewczynka – przedstawicielki trzech pokoleń. Choć żyją razem i
niby ze sobą rozmawiają, to tak naprawdę każda mówi do siebie i o sobie. Staruszka na
wózku piękną polszczyzną nieustannie wspomina
wojnę, jej pierwsze dni, gdy w sukience w kwiatki wracała z nad Wisły. Co i raz
przerywa jej Mała Metalowa Dziewczynka jeżdżąca na rowerku po mieszkaniu ze
swoim obrazem brudnej rzeczywistości, smrodu palonych rowerów, zużytych
kondomów pływających w Wiśle. Niezrozumiałych słów uczy się z Internetu. Halina
z kolei żyje kolorową prasą – wygrzebuje
makulatury zeszłoroczny magazyn o znamiennym tytule „Nie Dla Ciebie”, za
darmo, stać ją. Rozwiązana krzyżówka, więc nie musi się już nad nią męczyć, do
tego psychotest, a raczej psychotestów wyśmianie. Do tego jest jeszcze
sąsiadka, gruba jak świnia Bożena, która nie chce swoją osobą zasłaniać nikomu
jego pola widzenia. Rozmawia z Haliną o wakacjach, na które nie pojechały, w
nieistniejących albumach pokazują sobie nieistniejące zdjęcia z nieodbytych
wyjazdów. To wszystko w otoczeniu
przeterminowanego jedzenia, przepisów na potrawy do wyrzygania. Kobiety cierpią
na brak: brak zrozumienia, brak komunikacji, brak przestrzeni własnej. Mała
Metalowa Dziewczynka sprawdza, czy jest w swoim braku pokoju, gdzie nieustannie
wysyła ją Halina.
![]() |
Aleksandra Popławska - Mała Metalowa Dziewczynka i Danuta Szaflarska - Osowiała Staruszka na Wózku Inwalidzkim |
Kolejny akty to kolejne pokręcone postaci i sytuacje. Reżyser, pseudoznawca win, nagradzany jest za nienakręcony film „Koń, który jeździł konno”, którego scenariusz sam w sobie jest jedną wielką groteską, przekręconym obrazem polskiej biedy i patologii. Poprzedni akt może być zresztą owego filmu fragmentem. Zblazowany aktor alkoholik w pseudowywiadzie (dziennikarka swoje, a on swoje) opowiada o zdrowym stylu życia. Edyta zjadająca cukierki, które wiozła dzieciom do sierocińca, to oczywista kpina z celebrytek opowiadających na prawo i lewo o swojej dobroczynności. Nie zabrakło też durnej blondynki. Na ścianie w mieszkaniu reżysera wiszą rodowe gerbery z Ikei.
Akt trzeci to prawdziwa jazda.
Mieszkanie raz (albo naraz) jest luksusowe, raz paskudną norą. Wracają Mała
Metalowa Dziewczynka i Osowiała staruszka na wózku inwalidzkim. Babcia wciąż
opowiada o wojnie, a opowiadając o wojnie, wojna staje się rzeczywistością.
Staruszka na wózku ginie pod gruzami kamienicy. Do Małej Metalowej Dziewczynki
dociera, że sokoro nie ma babki, nie ma też i matki, a tym samym nie ma też i
jej…
Dorocie Masłowskiej po raz
kolejny udało się w absurdalny sposób pokazać absurdy naszej rzeczywistości.
Świat z kolorowych magazynów łączy się z najgorszą biedą, nieustanny brak staje
się powodem nie do narzekania, ale do opowiada sobie o tym, czego się nie
doświadczyło, o tym, czego nie ma. Jest też sączący się z radia obraz Polski
minionej, Polski – królowej i matki świata, z czasów, gdy istniała tylko
Polska. Jedyna Polska na swe ojczyzny łono przyjmowała każdego bez względu na
narodowość, bo przecież każdy był Polakiem. Fanatyczny patriotyzm miesza się z
całkowitym zatracaniem narodowej tożsamości. Czysty obłęd.
Co jest w sztuce najlepsze, to
oczywiście polszczyzna Masłowskiej. Sposób, w jaki pokazuje rzeczywistość,
jadowite poczucie humoru, które każe się śmiać nawet w najbardziej tragicznych
momentach – biorę to i mnie to bierze, tuż po Wojnie polsko-ruskiej, która swego
czasu całkowicie zryła mi mózg, i po bolesnej Kochanie, zabiłam nasze koty. Otaczająca
nas rzeczywistość jest pusta, brudna i zepsuta, ale jak śpiewał kiedyś zespół
Siekiera, „Między nami dobrze jest…”.