piątek, 26 czerwca 2015

Rodowe gerbery z Ikei na ścianie mojego braku pokoju


Dorota Masłowska to moim zdaniem jedna z najciekawszych postaci we współczesnej polskiej kulturze. Choć nie jestem fanką jej muzycznej przygody, to literacko kręci mnie jak mało kto. A raczej kręci mnie to, co robi z językiem polskim, jak się z nim bawi, jak buduje nim pokręcony obraz nas i naszej rzeczywistości. Tak też zrobiła w sztuce Między nami dobrze jest (Warszawa: Lampa i Iskra Boża, 2015). 

W jednopokojowym ciasnym mieszkaniu, gdzie nieustannie słychać kanalizacyjne odgłosy i dźwięki miasta za oknem, mieszkają one trzy: Osowiała staruszka na wózku inwalidzkim, Halina i Mała Metalowa Dziewczynka – przedstawicielki trzech pokoleń. Choć żyją razem i niby ze sobą rozmawiają, to tak naprawdę  każda mówi do siebie i o sobie. Staruszka na wózku piękną  polszczyzną nieustannie wspomina wojnę, jej pierwsze dni, gdy w sukience w kwiatki wracała z nad Wisły. Co i raz przerywa jej Mała Metalowa Dziewczynka jeżdżąca na rowerku po mieszkaniu ze swoim obrazem brudnej rzeczywistości, smrodu palonych rowerów, zużytych kondomów pływających w Wiśle. Niezrozumiałych słów uczy się z Internetu. Halina z kolei żyje kolorową prasą – wygrzebuje  makulatury zeszłoroczny magazyn o znamiennym tytule „Nie Dla Ciebie”, za darmo, stać ją. Rozwiązana krzyżówka, więc nie musi się już nad nią męczyć, do tego psychotest, a raczej psychotestów wyśmianie. Do tego jest jeszcze sąsiadka, gruba jak świnia Bożena, która nie chce swoją osobą zasłaniać nikomu jego pola widzenia. Rozmawia z Haliną o wakacjach, na które nie pojechały, w nieistniejących albumach pokazują sobie nieistniejące zdjęcia z nieodbytych wyjazdów. To wszystko  w otoczeniu przeterminowanego jedzenia, przepisów na potrawy do wyrzygania. Kobiety cierpią na brak: brak zrozumienia, brak komunikacji, brak przestrzeni własnej. Mała Metalowa Dziewczynka sprawdza, czy jest w swoim braku pokoju, gdzie nieustannie wysyła ją Halina.
Aleksandra Popławska - Mała Metalowa Dziewczynka i Danuta Szaflarska - Osowiała Staruszka na Wózku Inwalidzkim

Kolejny akty to kolejne pokręcone postaci i sytuacje. Reżyser, pseudoznawca win, nagradzany jest za nienakręcony film „Koń, który jeździł konno”, którego scenariusz sam w sobie jest jedną wielką groteską, przekręconym obrazem polskiej biedy i patologii.  Poprzedni akt może być zresztą owego filmu fragmentem. Zblazowany aktor alkoholik w pseudowywiadzie (dziennikarka swoje, a on swoje) opowiada o zdrowym stylu życia. Edyta zjadająca cukierki, które wiozła dzieciom do sierocińca, to oczywista kpina z celebrytek opowiadających na prawo i lewo o swojej dobroczynności. Nie zabrakło też durnej blondynki. Na ścianie w mieszkaniu reżysera wiszą rodowe gerbery z Ikei. 

Akt trzeci to prawdziwa jazda. Mieszkanie raz (albo naraz) jest luksusowe, raz paskudną norą. Wracają Mała Metalowa Dziewczynka i Osowiała staruszka na wózku inwalidzkim. Babcia wciąż opowiada o wojnie, a opowiadając o wojnie, wojna staje się rzeczywistością. Staruszka na wózku ginie pod gruzami kamienicy. Do Małej Metalowej Dziewczynki dociera, że sokoro nie ma babki, nie ma też i matki, a tym samym nie ma też i jej… 

 Dorocie Masłowskiej po raz kolejny udało się w absurdalny sposób pokazać absurdy naszej rzeczywistości. Świat z kolorowych magazynów łączy się z najgorszą biedą, nieustanny brak staje się powodem nie do narzekania, ale do opowiada sobie o tym, czego się nie doświadczyło, o tym, czego nie ma. Jest też sączący się z radia obraz Polski minionej, Polski – królowej i matki świata, z czasów, gdy istniała tylko Polska. Jedyna Polska na swe ojczyzny łono przyjmowała każdego bez względu na narodowość, bo przecież każdy był Polakiem. Fanatyczny patriotyzm miesza się z całkowitym zatracaniem narodowej tożsamości. Czysty obłęd. 

Co jest w sztuce najlepsze, to oczywiście polszczyzna Masłowskiej. Sposób, w jaki pokazuje rzeczywistość, jadowite poczucie humoru, które każe się śmiać nawet w najbardziej tragicznych momentach – biorę to i mnie to bierze, tuż po Wojnie polsko-ruskiej, która swego czasu całkowicie zryła mi mózg, i po bolesnej Kochanie, zabiłam nasze koty. Otaczająca nas rzeczywistość jest pusta, brudna i zepsuta, ale jak śpiewał kiedyś zespół Siekiera, „Między nami dobrze jest…”.


2 komentarze:

  1. Póki co, czytałam tylko "Kochanie zabiłam nasze koty" i bardzo bardzo mi się podobało!

    OdpowiedzUsuń
  2. W takim razie "Wojna polsko-ruska..." jest dla Ciebie lekturą obowiązkową! :)

    OdpowiedzUsuń