„Amerykańska”, „Reportaż”, „Biografie” czy „Sulina”
to świetne, znane większości czytelników serie Wydawnictwa Czarnego. Zresztą
jedne z wielu, bo w każdej swojej serii wydawnictwo publikuje dobre i bardzo
dobre tytułu. Jednak w tych najpopularniejszych nikną gdzieś serie mniej znane
i promowane, a wielka szkoda, bo można w nich znaleźć prawdziwe perełki. Jedną
z takich serii jest seria „Z domem”, z której książki powoli zaczynam czytać ciemno.
Zaczęło się od fenomenalnej Alexandry Fuller, a całkiem niedawno miałam wielką
przyjemność przeczytać opowieść Raimonda Gaity Mój ojciec Romulus (2013) i sama się sobie dziwię, że właściwie do
czasu, gdy znalazłam ją na półce bibliotecznej, nic o tej książce nie
słyszałam. A powinnam, bo jest to historia co najmniej wyśmienita.
To pozornie opowieść jakich wiele. Młody Rumun Romulus
Gaita wraz z niemiecką żoną Christine i kilkuletnim synem Raimondem w
poszukiwaniu szczęścia i normalności przenosi się po wojnie do Australii. Tam
próbuje stworzyć swojej rodzinie dom i odnaleźć się w nowej rzeczywistości.
Czyli kolejna książka o szukaniu swojego miejsca w świecie, pokonywaniu
przeciwności losu i odnalezieniu szczęścia? Co to, to nie. Co prawda wszystkie
te elementy się tu pojawiają (choć z tym szczęściem to wcale nie łatwo, kolorowo
i na zawsze – czyli jak w życiu, i dobrze), ale tej opowieści daleko od
nierzadko towarzyszącemu takim historiom banału i oczywistości. Tym bardziej że
w rodzinie Gaitów mało jest oczywistości i normalności, a mnóstwo szaleństwa, z
którym trzeba żyć i sobie radzić. Do tego miłość, nienawiść, zdrada, wielka
przyjaźń, tragizm, komizm – całe spektrum uczuć i emocji, które napędzają
życie.
Narratorem opowieści jest Raimond Gaita, syn, który
swoją książką składa ojcu jeden z najpiękniejszych hołdów, z jakimi miałam do czynienia.
Ponieważ życie ich rodziny tak się poukładało, a raczej porozpadało, że
wychowaniem chłopca zajmował się głównie Romulus i jego przyjaciel, nie może
dziwić fakt, że to właśnie ojciec stał się trzonem domu Gaitów. Człowiek
niespotykanej dobroci, uczciwości i mądrości, człowiek wielkiego charakteru i
niezłomności zasad. Brzmi jak ideał? Cóż, Romulus Gaita z pewnością ideałem nie
był, takich nie ma, ale swoją postawą, podejściem do drugiego człowieka, wielką
w niego wiarą zasłużył sobie na te, często rzucane zbyt łatwo i przez to
tracące na sile, określenia. Musiał znaleźć sobie miejsce w nowym świecie, do
którego wcale nie chciał trafić, tworzyć rodzinę z osobą, która tworzyć rodziny
nie potrafiła i szybko z niej zrezygnowała. Gdy nawiązywał przyjaźnie, były to
przyjaźnie na zawsze, nawet w najtragiczniejszych sytuacjach. Wierzył w ludzi i
ludziom, pomagał im, jak mógł, przez co często padał ofiarą oszustwa, był
wykorzystywany i choć do końca nie mógł pojąć, dlaczego ludzie nie zachowują
się przyzwoicie, nie zmienił swoich zasad. Zapłacił za to wysoką cenę, musiał
zmierzyć się z szaleństwem, ale większość powinna przyjrzeć się życiu, jakie
wiódł, i ze wstydem spojrzeć na swoje. Mnie zawstydzał wielokrotnie. Niczym nie
brzydził się tak bardzo, jak kłamstwem.
Interesujące jest również spojrzenie samego Raimonda
na dorastanie w tej niezwykłej, obarczonej ciężkim brzemieniem rodzinie. Jako
dziecko i nastolatek nie zawsze rozumiał
ojca, momentami się go bał, musiał odnaleźć swoje miejsce między mieszkaniem z
ojcem a pobytami u matki i jej partnera, zmierzyć się ze śmiercią, cierpieniem
i szaleństwem. Ale jego młodzieńcze życie nie pozbawione było zabawy i
przygody. Nie brakowało mu tego, co dla nas jest tak naturalne, że tego nie
doceniamy, a wtedy było czymś trudno dostępnym, czyli choćby możliwości
zajadania się owocami, dowożonymi przez ojca przez wiele mil. Poznał też czym
jest wielka przyjaźń, ale też czym jest strach i jak sobie z nim radzić. Czyli
w „nie do końca” normalnych warunkach” doświadczał normalnego dzieciństwa.
Bohaterem książki jest wreszcie Australia lat
pięćdziesiątych i kolejnych XX wieku i jej społeczeństwo. Jak można się spodziewać,
nie jest to kolorowy obrazek, nie brak tu uprzedzeń, nietolerancji,
wykorzystywania obcego. Ale nie brak również uporu i woli do przetrwania.
Mój
ojciec Romulus jest książką piękną (nie boję się tego
słowa), bo odwołuje się do najsilniejszych ludzkich emocji, nie banalizując
ich. Gaita, ukazując postać swojego ojca, a postaci tej w żaden sposób nie
wybiela, przypomina, czym jest życie według zasad, godność i człowieczeństwo.
To lekcja życia bez odstraszającego moralizowania i pouczania. Życie Romulusa
Gaity nie było łatwe, lekkie i przyjemne, ale było mądre i uczciwe. Dlatego ta
książka jest tak ważna i dlatego należy po nią sięgać. I życzyć sobie jak
najwięcej takich książek.
A przed chwilą znalazłam też informację, że na
podstawie książki powstał film Mój ojciec
i ja (Romulus, my father), 2007,
i jeśli choć trochę, oddaje wartość i siłę opowieści, to koniecznie muszę go
zobaczyć.