piątek, 16 września 2011

Historia pewnego psa

Biografie zawsze przyciągały czytelników. Cudze życie fascynuje nas przeważnie bardziej niż własne, a jeśli jest to życie osób znanych to tym większa chęć poznania najdrobniejszych jego szczegółów. Oczywiście, nie każdego interesuje to samo – jedni będą z zaciekawieniem doszukiwać się wpływów biograficznych na twórczość, inni będą się upajać ploteczkami i skrywanymi „mrocznymi” tajemnicami „bohaterów”. Jednak niełatwo jest napisać dobrą biografię, tak by tyle szokowała, co przede wszystkim była oparta na wiarygodnych źródłach i ciekawa ze względu nie tylko na samą postać,  ale i na warstwę językową. O obu tych elementach z pewnością można mówić w przypadku uroczej biografii spaniela imieniem Flush, a jednocześnie jego właścicielki Elizabeth Barrett Browning, autorstwa Virginii Woolf  (Znak, 2009).

Nie ma wątpliwości, że Flush zasłużył na biografię, nie był to bowiem zwykły kundel (z całym szacunkiem dla kundli). Urodzony w arystokratycznej rodzinie spanieli, z idealnie ukształtowanym pyszczkiem, wspaniałą sierścią  -  jego wyglądowi nie można było nic zarzucić. Już prędzej zastrzeżenia można by mieć do jego sposobu prowadzenia się – Flush szybko poznał co to miłość i równie szybko, niemal jako szczenię, został ojcem. Kogóż to jednak zdziwi w dzisiejszych czasach? Żył sobie całkowicie wolny, biegając do woli za bażantami i zającami,  aż pewnego dnia to wszystko mu odebrano. Został pozbawiony poczucia wolności, lasów, bażantów i wszystkich jego psich przyjemności na rzecz zamknięcia w pokoju swojej nowej pani – panny Barrett. Skończyło się błogie hasanie po polach, psy przy Wimpole Street musiały chodzić na łańcuszkach w innym wypadku, o czym Flush miał okazję się przekonać, groziło to poważnymi konsekwencjami. Psie serce jest jednak niezwykłe, gdyż nasz bohater, pokochawszy nową panią, szybko przyzwyczaił się do początkowo uciążliwych warunków i zapachu wody kolońskiej. Ale ponieważ za dobrze być nie może, na drodze Flusha stanął obcy – tajemniczy człowiek w kapturze, na którego listy panna Barrett z drżeniem serca czekała każdego dnia. Flush, jak prawdziwy rycerz postanowił bronić serca i cnoty swej pani i gdy Robert Browning odwiedził w końcu dom przy Wimpole Street, spotkał się z dużą niechęcią ze strony psa. Ba, został przez niego zaatakowany. Nie był to przemyślany krok, psina nie dość, że została za to zbita to jeszcze jego ukochana pani go odtrąciła. Na szczęście na kochanego psa nie można się długo gniewać (wiem z autopsji) i w niedługim czasie Flush wrócił do łask.

I  wtedy jego psie życie zaczęło nabierać tempa. Najpierw porwanie, potem znikająca obrączka na palcu panny Barrett (przepraszam, już pani Browning), a wreszcie długa podróż do Italii. Italia – to tam Flush znów poczuł, że żyje. Oddany swojemu państwu, ale jednocześnie wolny, w pełni cieszył się swobodą. Szybko zapomniał o swoim arystokratycznym pochodzeniu i nie miało dla niego znaczenia, czy ta urocza suczka jest rasowa, czy też nie. Chętnie oddawał się romansom bez względu na konwenanse, które zresztą w tej słonecznej krainie nie obowiązywały. Tak radośnie toczyło się życie Flusha, zmącone jedynie przygodą z pchłami i pojawieniem się małego, krzyczącego stwora, z którym jednak pies szybko znalazł wspólny język.

Elizabeth Barrett Browning i Flush
Losy Flusha to też losy jego pani.  Elizabeth Barrett Browning poznajemy jako zahukaną, traktowaną jak inwalidkę, zamkniętą w sobie kobietę, która na naszych (i psich) oczach przechodzi ogromną metamorfozę. Pod wpływem odwzajemnionego uczucia do Roberta Browninga poetka zdecydowała się zmienić swoje życie, wziąć potajemnie ślub i uciec z ponurego domu, a przede wszystkim od despotycznego ojca. Virginia Woolf mogła wprost napisać o życiu panny Barrett, na szczęście zdecydowała się uczynić to przez pryzmat życia Flusha. Pies wiernie i uważnie obserwował ukochaną panią, zauważał każdą zmianę, jaka w niej zachodziła, nawet najdrobniejszą – idealny obserwator. Dlatego chwała Woolf, że przeczytawszy listy Browningów, a także z wielkiej miłości dla własnego psa, postanowiła głównym bohaterem powieści uczynić spaniela o snobistycznych zapędach.

Jeśli jeszcze nie zaciekawia was ta nietypowa biografia, to koniecznie zróbcie to ze względu na przepiękny język, którym posługuje się autorka (w tym miejscu również gratulacje dla tłumaczki). Każde zdanie zdaje się być przemyślanie, a słowa idealnie dobrane. Prawdziwa rozkosz czytać tak napisane książki, więc nawet jakby Flush był pająkiem to i tak bym czytała o nim z zachwytem.

8 komentarzy:

  1. Jak piszesz o przepięknym języku, to aż się prosi o jakiś cytat. Ja nie czytałem jeszcze nic V.W. i chętnie bym posmakował choć z akapit tej prozy tak na szybko, tym bardziej skoro tłumaczenie jest tak dobre. Kim w ogóle była ta cała Elizabeth B.B.?

    OdpowiedzUsuń
  2. Cytatów brak, bo pisałam to nielegalnie po kryjomu w pracy ;) Ale specjalnie dla Ciebie zamieszczę później. Tyle, że "Flush" różni się od najbardziej znanych powieści V.W. językowo, nie ma tu np. strumienia świadomości, z którego znana jest "Pani Dalloway".
    A Elizabeth Barrett Browning to XIX-wieczna angielska poetka. Mnie znana tylko ze względu na psa;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Swoją drogą gdyby V.W. trochę pokombinowała i spróbowała stworzyć strumień świadomości Flusha, jako np. suplement tej biografii, mógłby z tego wyjść ciekawy eksperyment.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawy zabieg z przedstawieniem bohaterki oczami psa.
    Jeszcze nic nie czytałam V. Woolf, jakoś nie mogę się zebrać. Ale bardzo mnie do tej książki zachęciłaś :).

    OdpowiedzUsuń
  5. Książka uśmiecha się do mnie już od jakiegoś czasu. Jest pięknie wydana i niewielka, co przy moim obecnym zabieganiu jest wyjściem doskonałym, ale czy dobra na początek z Virginią?

    OdpowiedzUsuń
  6. O tak, pomysł miała Virginia niezwykle ciekawy i wyszło jej to pięknie. Historia urocza, i rzeczywiście czytało się to bardzo przyjemnie, a przy tym dużo lżej niż przykładowo "Fale" czy nawet "Panią Dalloway", więc wydaje mi się, że jest to świetny kandydat na pierwszą książkę Woolf (to tak trochę a propos pytania Kasi też), albo lektura dla kogoś, kto nie wie jak Virginię "ugryźć", bo inne książki wydają mu się za trudne. A nawiązując do końcówki recenzji, czyżbyś sQrko miała coś przeciwko pająkom? ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Stephen, rzeczywiście z tego mogłaby wyjść coś bardzo ciekawego. Btw. o cytatach pamiętam, ale chwilowo mam urwanie głowy.

    Maya, cieszę się, że zachęciłam, w takim razie nie ma na co czekać, trzeba się zebrać ;)

    Kasiu, tak jak napisała Naia, "Flush" świetnie się nadaje na początki z Woolf. A wydany jest rzeczywiście pięknie, udała się Znakowi ta seria edytorsko.

    Naiu, tak, mam sporo do zarzucenia tym kreaturkom ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam literackie pomysły Virginii Woolf! Któż by wymyślił opowiadanie o dziejach jakiegoś człowieka przez pryzmat historii jego psa? Jeśli tylko mi się uda zdobyć tę książkę to z chęcią ją przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń